tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Motorismo 2012 - Gruzja i Armenia na motocyklu
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Motorismo 2012 - Gruzja i Armenia na motocyklu

Autor: Cezary Wasyluk 2013.01.25, 11:08 3 Drukuj

Od redakcji: Serdecznie zapraszamy was do lektury drugiej części Cezarego z podróży motocyklami dookoła Morza Czarnego. W czasie tych trudnych dla motocyklistów, paskudnych, zimowych, przepełnionych śniegiem i mrozem dni dobrze czasem się oderwać od smutnej rzeczywistości i przenieść się choć na chwilę w trasę. Miłego czytania! Zachęcamy was też do zapoznania się z pierwszą częścią relacji.

Wszędzie tylko Africa Twin

Na tym etapie podróży, w Gruzji, pozostało mi zobaczyć jeszcze David Gareja. Krajobraz znów uległ zmianie, teraz jadę szutrem po obszarze pół pustyni. Otaczające mnie liczne pagórki są rozmaicie ubarwione: ciemno brązowe, czerwone, lecz w większości są one porośnięte suchą trawą. Dojeżdżam do klasztoru i mam miłe, zaskakujące spotkanie z mnichem. Witamy się, pyta skąd jestem, widzi, że przyjechałem na motocyklu i nawiązujemy rozmowę:

- Jaki jest twój motocykl?
- Yamaha
- Jaka?
- Enduro
- Jaki model?  -Yamaha XT 750 super tenere
- A bo wczoraj też tutaj byli motocykliści tylko, że przyjechali Hondach Africa Twin...

Klasztor częściowo jest osadzony w skale, w której są wykute pomieszczenia, do tego znajdują się tradycyjnie zbudowane z cegły budynki, mury i wieże. Miejsce bardzo nietypowe i robiące wrażenie.

Jadąc wzdłuż granicy z Azerbejdżanem obieram kierunek na Armenię. Dojazd do granicy opóźnia mi zabawa w błocie. Z powodu dziurawego jak po bombardowaniu asfaltu zjeżdżam na szuter, którym jest łatwiej jechać. Po kilku kilometrach muszę powrócić na asfalt, lecz wzdłuż niego wiedzie ciągnący się parę metrów pas błota. Tylko zanurzyłem w nim przednie koło i już utknąłem. Zsiadam z motocykla i próbuję go wyciągnąć za stelaże kufrów, jednak bez efektów, przekonuję się, że teraz jedyna droga to do przodu. Przeprawiam się na drugą stronę by ustawić kamerę i w tym momencie Teresa się przewraca. Nóżka się zakopała. Samemu nie jestem w stanie podnieść motocykla - nóżka w tym błocie jest niezłą kotwicą. Na ratunek przyjeżdża mi rodzina w Ladzie, która pomaga postawić motocykl. Odpalam motor i bez większych problemów przejeżdżam przez błocko.

Armenia - tutaj krzywda ci się nie stanie

Odprawa graniczna przebiega, tradycyjnie już, bardzo szybko i bez żadnego sprawdzania bagaży. Jedynie muszę wykupić wizę w cenie 3000 dram (około 23zł) oraz zdecydowanie droższe ubezpieczenie na motocykl, które kosztuje 35$ (około 115zł) i posiada dziesięciodniowy okres ważności. W bardzo bliskiej odległości od granicy znajduje się bardzo charakterystyczny klasztor Haghpat, składający się z kilku potężnych, surowych, zbudowanych z ciemnych cegieł budowli. Wewnątrz dużych komnat prócz krzyży, i zazwyczaj ołtarza, znajdują się liczne zdobienia w postaci żłobień w ścianach i kolumnach w bardzo różnych postaciach, na przykład większość ze ścian jest pokryta wyrytymi napisami. Jadę w stronę miasta Sevan, gdzie znajduje się klasztor, który jednak poza ciekawym usytuowaniem (leży on nad jeziorem) niczym do mnie nie przemawia, a do tego jest tutaj bardzo wielu turystów. Na noc zatrzymuję się na plaży jeziora Sevan, położonego na 2000m n.p.m. plasując się tym w rankingu najwyżej położonych jezior świata. Nie zdążyłem się rozpakować, a już jestem zaciągany do wspólnej kolacji przez sympatyczną rodzinę. Ciekawy jest tutaj chleb, ponieważ występuje tu on w postaci cienkiego naleśnikowego placka, bardzo podobny do znanej nam tortilli. Rodzina powoli się zbiera, ja podchodzę do 4 chłopaków, w wieku około 25lat, którzy wyraźnie są zainteresowani Teresą, jeden z nich dosiada motocykla, a ja robię mu pamiątkową fotkę. Jest już po zmroku, z plaży powoli rozchodzą się ludzie. Siedzę szukając czegoś w namiocie i nagle czuję, że ktoś stoi u wejścia. Faktycznie ktoś stoi, pytam kto tam i słyszę „najemnicy”… Już myślę, że będzie się działo. Znów jestem zaciągnięty do towarzystwa i jest to naprawdę wspaniała ekipa! Kilku bardzo sympatycznych facetów, którzy myślę, że byliby gotowi rzucić się za sobą w ogień. Mówią mi brat, druh. Służą oni w pobliskich koszarach, wyjaśniają mi, że w Armenii jest więcej najemników niż żołnierzy. Zarabiają średnio 300$ miesięcznie. W końcu, gdy przychodzi na nich pora, wręczają mi swój numer telefonu i mówią „Gdyby ktoś ci naubliżał, robił jakiś problem, zadzwoń, my się tym zajmiemy. U nas jest jeden Kirgijczyk , więc wszelkie kłopoty zostaną szybko rozwiązane”. W nocy budzą mnie dźwięki aut i zatrzymują się koło mnie. Gwara ludzi, śmiechy, nagle ktoś woła mnie po imieniu, „Czarek, Czarek”. Po głosie poznaję, że jest to jeden z czwórki spotkanych chłopaków. Z racji na to, że jestem zmęczony i swoje już wypiłem, ignoruję nawoływania i śpię dalej.

Kradzież!       

Dzień rozpoczynam od konsumpcji podarowanego mi wczoraj melona. Po kilkunastu minutach pojawia się jakiś pan i zaprasza mnie do siebie i żony na gotowane raki. Nawiązujemy temat dojazdu do Górskiego Karabachu- podobno jest jakaś droga nie zaznaczona na mapie. Wracam więc do motocykla po mapę i w tym momencie dostrzegam otwarty boczny kufer w motocyklu. Zostałem okradziony! Straciłem spodnie REDLINE, podpinkę do kurtki, bluzę Lubuskie.pl, sweter, narzędzia oraz części zamienne. Dobroczyńca zostawił natomiast konserwę, ładowarkę do baterii oraz kufrowy worek. Od razu sięgam po telefon i dzwonię na 112, pani, która odebrała na całe szczęście rozmawia po angielsku. Jest to numer alarmowy, więc zostaję przekierowany na policję. Z opisem całej sytuacji i ogólnie z dogadaniem się pomaga mi ten sam pan, który mnie zaprosił na śniadanie. Po ponad godzinie przyjeżdżają policjanci w czarnej, cywilnej ładzie z zaciemnionymi szybami i na alufelgach. Jest ich trzech, jeden w mundurze, pozostali po cywilnemu. Mundurowy wszystko spisuje: odległości od jeziora i drogi, wymiary kufra, moje dane. Mija kolejna godzina i zjawia się ekspert, który zaczyna ściągać odciski palców z motocykla. Jeden z policjantów straszy mnie, że teraz będę musiał zostać w Armenii dwa miesiące. Gdy już jest wszystko spisane i zostają ściągnięte wszystkie odciski palców pakuję wszystkie swoje bagaże i jedziemy na komisariat do Vardenis. Budynek komisariatu jest duży, w środku mnóstwo pomieszczeń oraz funkcjonariuszy. Zostaję zaprowadzony do jednego z pokoi gdzie zaczynam składać zeznania, określam na szybko wartość skradzionych rzeczy na 300-400$ . Po chwili zjawia się tłumaczka, więc rozmawiam w języku angielskim. Zeznaję, iż uważam, że to gościu który mnie w nocy wołał jest umoczony w kradzież. Mam zdjęcie jego kumpla, lecz jest problem by je zgrać. Na całym komisariacie jest tylko kilka komputerów i tylko jeden obsługuje karty SD. O Internecie nie ma co marzyć. Zeznania trwają kilka godzin. Wieczorem trafiam do jeszcze innego pokoju i zjawia się kolejny tłumacz - znów składam te same zeznania. Dowiaduję się również, że muszę jutro z samego rana pojawić się na komisariacie. Kończę opowiadać i zostaję zaprowadzony do pokoju gdzie zostanie przeprowadzona konfrontacja. Dwaj podejrzani którzy się w nim znajdują są tymi których spotkałem na plaży, a jeden z nich wołał mnie w nocy. Powiem szczerze, że jestem pod wrażeniem, że tak szybko go tutaj sprowadzili po zdjęciu jego kolegi. Po powrocie do pokoju, już późnym wieczorem, ktoś się w końcu zainteresował czy nie jestem głodny i dostaję pierwszy posiłek składający się z dwóch kanapek. Znów jestem prowadzony do kolejnego pomieszczenia, teraz ściągają moje odciski palców, by wykluczyć je z pośród tych pobranych z motocykla. Około północy, pojawia się nowy człowiek i ogląda zdjęcia skradzionych rzeczy. Od policjantów dowiaduję się, że to jakiś ekspert. O wpół do drugiej jadę z jednym z policjantów do jego domu na wsi. Nad rankiem poznaję siostrę Varantsora, która mieszkała w Polsce.

Otrzymuję od niej zaproszenie do Erewania, stolicy Armenii. Teraz spędza tutaj wraz z dziećmi swój urlop, lecz za kilka dni wraca do domu. Dziś już policja bardziej się o mnie troszczy, pytają regularnie czy nie jestem głodny, kupują mi ormiańską kartę telefoniczną, ponieważ moja, polska odmawia współpracy z tutejszymi sieciami. Około południa jedziemy do prywatnego biura, gdzie w internecie szukam zdjęć skradzionych przedmiotów, po czym są one drukowane. Podpisuję pismo, w którym jest zapisane, że domagam się surowego ukarania sprawcy. Po południu jadę na obiad z wczoraj poznanym ekspertem. Jest on specjalistą do spraw kryminalnych sprowadzonym ze stolicy. Zna trochę (głównie z filmów) język angielski, więc komunikacja jest ułatwiona. Nie wydaje mu się, aby to wskazany przeze mnie mężczyzna był złodziejem, dla niego to nielogiczne, by najpierw spędził ze mną czas, później mnie wołał i na koniec mnie okradł. Twierdzi, że to raczej jakiś dzieciak, lecz podejrzanych póki co nie ma, z doświadczenia daje 80% szans na odnalezienie rzeczy i to jest jedyna pozytywna informacja podczas tej rozmowy. Dodatkowo wczoraj dziesięciu policjantów przeszukiwało plażę w promieniu trzech kilometrów i nic nie znaleźli. Z pięciu odcisków palców, które wczoraj zostały ściągnięte z kufra, dwa są słabej jakości, jeden mój  i dwa potencjalnego sprawcy, lecz z niczyimi się nie pokrywają. Sprawa więc stoi w miejscu.

Wracamy na komisariat, na miejscu jeden z policjantów prowadzi mnie do pokoju w którym przebywa wskazany przeze mnie podejrzany. Podobno chce mi coś powiedzieć. Prosi mnie by go wypuścili, a tylko ja mam na to wpływ, mówi, że ma bardzo małą córeczkę. „A ja chcę odzyskać swoje rzeczy, chcę wiedzieć kto je ukradł” - odpowiadam. Próbuje brać mnie na litość, mówi, że razem piliśmy i jedliśmy, że on za to płacił. „Ty w nocy przyjechałeś maszynami, ty mnie wołałeś, krzyczałeś „Czarek, Czarek”. Gdzie są moje rzeczy?”- mam naprawdę duże przeczucie, że on coś musi wiedzieć, więc postanawiam go przycisnąć. Odpowiada, że był pijany, że nic nie pamięta. „Wskaż kolegów którzy byli z tobą w nocy, oni może coś wiedzą”- powoli zaczyna mnie irytować. Znów odpowiada, że był pijany, że ma małą córeczkę, że płacił za wspólne biesiadowanie. „Chcę swoje rzeczy! Są mi one bardzo potrzebne. Nie wyjdziesz stąd dopóki ich nie odzyskam”. Po jeszcze kilku zdaniach gościu mięknie i coś mówi, że pojedziemy do Erewania, że mi wszystko odkupi, że odda pieniądze. Z początku go nie rozumiem i patrzę na policjanta, który mi wskazuje, że to on wszystko ukradł. W tym momencie kończą się grzeczne słowa i stonowany głos. Powstrzymując się od pierwszej, agresywnej reakcji pytam gdzie są moje rzeczy. Złodziej znów wtrąca, że był pijany i nic nie pamięta, że zwróci mi całe pieniądze, i że ma małą córkę. W końcu wyjawia, że wszystko wrzucił do rzeki… Mam dosyć. Dlaczego, w ogóle jestem tutaj sam? Policjant tylko sobie grzecznie siedzi i się wszystkiemu przygląda. Żądam by przyprowadzono eksperta, policjant stawia lekki opór. Odnoszę wrażenie, że chce załatwić to poza nim. Oj, nie, tak bawić się nie będziemy. Podnoszę głos. Funkcjonariusz widzi, że jestem zdeterminowany w swoich działaniach, wstaje i idzie po eksperta, który okazuje się być o niczym nie poinformowany… Początkowo nie rozumie moich słów wskazujących kto jest sprawcą i dopiero dociera to do niego, gdy używam niezbyt cenzuralnego zwrotu z filmów amerykańskich. Ze względu na szacunek do wszystkich matek cytować go nie będę. Jego reakcja jest energiczna i równie impulsywna co moja. Doskakuje do już zupełnie przestraszonego złodziejaszka i wymienia stanowczym tonem kilka zdań w języku ormiańskim, więc nic nie rozumiem. Po chwili podchodzi do mnie i pokazuje, że wychodzimy. Zamyka drzwi i patrzy na mnie miną kompletnie zbitego z tropu, z ust wydobywa mu się tylko bardzo podłużne „Ty…”.  Zdziwiony pyta „jak?, skąd wiedziałeś?”, jest pod wrażeniem mojego spamiętania głosu z twarzą. Tłumaczy mi, że wczoraj gdy go przesłuchiwał nie powiedział nic wartościowego. Tym samym staję się druhem Daniela, bo tak  na imię ma ekspert.  Słów „you are good investigator, you are good policeman, you open this investigation” nie zapomnę do końca życia. Kolejnym etapem mojej sprawy ma być wyjazd nad rzekę i szukanie skradzionych rzeczy. Jesteśmy jednak wstrzymani, ponieważ zaraz po tym, gdy tamten człowiek przyznał się do winy, grupy operacyjne rozjechały się po mieszkaniach złodzieja i jego znajomych, a ze względu na pusty komisariat nie możemy nigdzie jechać. W jednym z mieszkań znaleźli amunicję i trotyl co jeszcze bardziej przedłuża ich powrót. Pytają mnie, czy zgadzam się na wypuszczenie gościa, jeśli zwróci mi pieniądze. Odpowiadam, że o pieniądzach i jego losie będziemy rozmawiać po powrocie znad rzeki. Powrót policjantów z akcji trwa parę godzin, czas ten spędzam na poznawaniu pracy Daniela. Pokazuje mi na co patrzy się na liniach papilarnych, tłumaczy. Z nudów nawet siłujemy się na rękę i gramy w gry na telefonie. Bardzo miło będę wspominać nasze zbratanie. Policjanci wracają już po zmroku i nie ma szans na przeszukanie rzeki tego dnia, zajmiemy się tym jutro z rana. Zaczyna się przesłuchiwanie złodzieja. Zeznaje, że w tajemnicy przed kolegami otworzył kufer i gdy zobaczył, że nie ma nic wartościowego typu telefon, pieniądze czy aparat,  wszystko wrzucił do rzeki. Jego koledzy oczywiście o niczym nie wiedzieli. Pomimo, iż mówiłem, że o pieniądzach będziemy mówili dopiero po powrocie znad rzeki to jakimś cudem pojawia się jego ojciec z przygotowaną sumą. Starszy facet, skromnie ubrany, brudne ręce, widać, że ciężko pracujący. Głęboko mnie przeprasza za głupotę swojego syna, a mnie w głębi duszy jest go żal. Ze względu na córkę postanawiam pójść na ugodę. Otrzymuję 400$ a złodziej zostaje puszczony wolno, pozostaje jednak pod nadzorem policji i teraz za każde przestępstwo grozi mu 8 lat więzienia. Wręczona mi suma powinna spokojnie starczyć na zakup wszystkich tych rzeczy w Polsce, ale.. jakoś już dam radę bez ciepłych ciuchów, najwyżej coś kupię po drodze, problem w tym, że mam do przejechania jeszcze 7 tysięcy kilometrów. Nie mam łyżek do opon, łatek do dętek, części zamiennych i jeszcze innych paru narzędzi i teraz z powodu jakiejś błahej usterki mogę wylądować na lawecie. Nie mogę jednak narzekać, gdybym nie poszedł na ugodę, sprawa trafiłaby do sądu i najprawdopodobniej nie otrzymałbym ani pieniędzy, ani rzeczy, a złodziej zostałby wypuszczony. Przykre jest dla mnie, że przez takiego imbecyla rodzina traci ponad 1200zł co w tych rejonach jest ogromną sumą.  Najprawdopodobniej ojciec musiał się zadłużyć. Wracając na noc do domu Varantsora, przekonuję się jak tutaj wygląda tankowanie gazu w autach. Zajeżdżamy na stację, która już z wyglądu nie wzbudza zaufania. Składa się ona z trzech dystrybutorów oddzielonymi wysokimi murami, kilkanaście metrów dalej znajduje się budynek obsługi: schodząca farba, jedna szyba częściowo wybita, zużyte, skrzypiące drewniane drzwi. Mój gospodarz wychodzi z auta i mnie nakazuje zrobić to samo po czym udajemy się szybkim tempem do budynku. Chwilę później, po włączeniu automatu, przybiega do nas pracownik. Po paru minutach zbiornik jest napełniony a my nadal żyjemy. Rzeka w której rzekomo powinny znajdować się moje rzeczy jest oddalona o ponad dwa kilometry od miejsca zdarzenia. W najgłębszym miejscu ma może pół metra i jest przejrzysta, mimo tego żadnych śladów skradzionych bagaży. Gościu po pijaku, sam, w nocy i na pieszo niósł całą zawartość kufra ponad dwa kilometry i wrzucił do rzeki, w której nie ma po nich żadnych śladów. Każdy może sam sobie odpowiedzieć jak wiarygodnie to brzmi, jednak nie jest to już mój problem, czas mnie nagli, żegnam wszystkich policjantów i bardzo dziękuję im za pomoc. Po południu znów jestem już tylko ja i droga. Cała ta sprawa i tak kończy się dla mnie bardzo korzystnie, jedynie słowo „Vardenis” długo będzie mieć swoje miejsce w mojej pamięci. Tego wieczora spędzam noc nad rzeką i spotykam kolejnych ludzi, którzy mieszkali dłuższy czas w Polsce. Jeden z nich, starszy facet, na siłę wciska mi w rękę 2000 dram. Wschodnia życzliwość jest wprost nie do opisania, ci ludzie są niesamowici.

Sponsorzy
Advertisement
NAS Analytics TAG

NAS Analytics TAG
Zdjęcia
Yamaha Armenia
Arrat krjaobraz
babcia i dziadoszek
blotna droga do armenii
budowa tamy
Cmenatarz obok klasztoru
droga do omalo
gruzinska droga wojenna
Gruzja piesek
Kapadocja balony
Klasztor Alewardi
marzenia sie spelniaja
naczynia na targu
Ortahisar miasto
panowie policjanci
poboczne drogi
Rumunia baran
Rumunia gospodarz
Rumunia na skale
Swanetia Gruzja
Szosa Transfpgaranska
tureckie kolory
turecki targ
wspolne zdjecie
wyprawa ruiny
w chmurach
zakret na drodze
wnetrze katedry
odciski palcow
czerwona droga
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ścigacz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usunięty. Uwagi przesyłane przez ten formularz są moderowane. Komentarze po dodaniu są widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadającym tematowi komentowanego artykułu. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu Ścigacz.pl lub Regulaminu Forum Ścigacz.pl komentarz zostanie usunięty.

motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG
Zobacz również

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualności

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep Ścigacz

    motul belka podroze 950
    NAS Analytics TAG
    na górę