GS Trophy 2014 - here we go!
W życiu miałem to szczęście, że dane mi było uczestniczyć w wielu odjazdowych imprezach motocyklowych. Trudno powiedzieć, abym mało przemieszczał się na dwóch kółkach, bo na co dzień jeżdżę motocyklami do pracy, po pracy, po mieście, po torze czy w terenie. Tym razem cieszę się jednak w sposób wyjątkowy na samą myśl o najbliższym tygodniu. Światowy finał GS Trophy 2014 w kanadyjskiej głuszy, to z jednej strony spełnienie motocyklowych marzeń, z drugiej powrót do wspaniałego okresu w życiu, gdy młodemu i odpornemu na niewygody człowiekowi wystarczał śpiwór i kawałek miejsca na podłodze, aby zaliczyć absolutnie udany nocleg! Cieszę się (jak zawsze) na myśl o jeździe motocyklem, choć wiem że będzie padało i że może być cholernie zimno. Cieszę się na myśl o nie oglądaniu telewizji, choć będę tęsknił za oglądaniem bajek z córką. Cieszy mnie wizja spania w namiocie, nawet jeśli w nocy temperatura będzie spadała poniżej zera, a prognozy mówią o przelotnych opadach śniegu. Cieszę się, że choć na kilka dni zostawię za sobą komfort funkcjonowania w szklarniowych realiach zachodniej cywilizacji i że będę musiał radzić sobie z trudnym górskim terenem, wilgocią, zimnem, stresem, przewróconym motocyklem i upierdliwymi kamieniami, przez które nie da się wbić śledzi od namiotu.
Poranna pobudka o 3.00 przed wylotem z Polski to dla mnie przeżycie traumatyczne. Nie jestem rannym ptaszkiem i to bardzo nie jestem. Wszystko wychodzi mi powoli, co chwilę coś wypada z rąk. Ogolenie się urasta o tej godzinie do rangi poważnego fizycznego i mentalnego wyzwania. Ciekaw jestem jak się mają moi kompanii - Karel Řeháček, Maciej Gryczewski i Wojciech Zambrzycki i czy im golenie się o tej godzinie idzie równie opornie...
Ciekaw jestem także jak się ma mój GS! Wiem, że już tam jest i że na mnie czeka! Mam nadzieję, że nasza polsko-czeska koalicja da sobie radę w starciu z resztą świata! Plan minimum to oczywiście być przynajmniej przez Rosjanami. Domysłów i znaków zapytania mam w głowie wyjątkowo dużo, ale już dziś zaczną pojawiać się pierwsze odpowiedzi. Jeszcze tylko 8000 kilometrów do pokonania w powietrzu, kilkanaście godzin przesiedzianych w ciasnych lotniczych fotelach bez przestrzeni na nogi… Wytrzymam, bo już teraz bardzo się cieszę!
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze