Ścigacz.pl

Miniony weekend w Poznaniu nie tylko dostarczył kolejnych motocyklowych emocji i nowych rekordów, ale także przybliżył nas do wyłonienia tegorocznych mistrzów Polski. Jest jednak jedno ale…

Na początek muszę zaznaczyć, że inne obowiązki oznaczały, że do Poznania wpaść mogłem tym razem tylko na piątkowe treningi, ale w obliczu tak gorącej walki o tytuł nie mogłem odmówić sobie nawet tak krótkiej wizyty.

Ostatecznie okazało się, że to był najgorętszy weekend sezonu nie tylko pod względem temperatur. O tym, że zaledwie 16-letni Milan Pawelec poprawił o sekundę absolutny rekord toru - choć zaledwie chwilę wcześniej po raz pierwszy wsiadł na nowe BMW M 1000 RR - z pewnością już słyszeliście, bo to wiadomość, która jak błyskawica rozeszła się w wyścigowym światku.

Aż strach pomyśleć, co się będzie działo, gdy ten chłopak zostanie wypuszczony na znacznie szersze, międzynarodowe wody. Jak na ironię dzisiaj jest za młody, aby ścigać się w mistrzostwach Polski (a niektórzy podobno pisali już nawet na tę okoliczność protesty), choć jednocześnie może startować w mistrzostwach Europy Alpe Adria (gdzie też jest klasą samą dla siebie).

Na tym jednak nie koniec. Zaledwie 18-letni Jurand Kuśmierczyk, który wygrał do tej pory wszystkie tegoroczne wyścigi klasy Superstock 600, od poprzedniej rundy startuje w dwóch klasach jednocześnie.

Ledwie zsiada ze swojej Yamahy R6 w barwach Szkopek Teamu, a chwilę później jest już na R1-ce, którą udostępnił mu niedawno Wójcik Racing Team i walczy w klasie Superbike. I to jak!

W Poznaniu Jurand wygrał oba wyścigi Superbike’ów, pokonując starszych i duuużo bardziej doświadczonych rywali. Gdyby wsiadł na R1-kę rundę wcześniej to pewnie zapisałby się w historii sięgając po dwa tytuły w jednym sezonie!

Mówiąc jednak zupełnie poważnie; start w dwóch wyścigach jednego dnia, w takim upale, na motocyklach wymagających zupełnie innego stylu jazdy i wygranie wszystkich z nich… chylę czoła!

Nie miałem okazji śledzić w tym sezonie zbyt mocno rywalizacji w małych pojemnościach, ale obojętnie nie można też przejść obok Mateusza Molika, który z okazji 17 urodzin postanowił sprawić sobie prezent w postaci… nowego rekordu okrążenia klasy Supersport 300 (i dwóch kolejnych zwycięstw).

Co do tego, że nowe, młode pokolenie podnosi poprzeczkę na kolejny poziom, nie ma wątpliwości (choć mam nadzieję, że jak najszybciej trafi do padoków mistrzostw świata!). Potwierdza to także kolejne podwójne zwycięstwo 18-letniego Olega Pawelca w klasie Superstock 1000.

Starzy wyjadacze nie mają jednak zamiaru schodzić ze sceny w angielskim stylu. Na sobotnim podium Superstock 1000 stanął szef i założyciel Teamu LRP Poland, Bartłomiej Lewandowski, podczas gdy dwa kolejne podia wywalczył w Superbike’ach Ireneusz Sikora, który objął dzięki temu prowadzenie w klasyfikacji generalnej.

Dwie dekady temu Irek ścigał się w Poznaniu z ojcem i wujem Milana i Olega, czyli Tomkiem i Andrzejem Pawelecami. Bartek zadebiutował w padoku niedługo później. To, że nadal są w stanie walczyć z młodymi wilkami i pokazywać tempo, o którym wielu może tylko pomarzyć, jest równie imponujące, co kosmiczna jazda "młodych" Pawelców czy Juranda.

Równie imponujące jest to, że nadal im się chce. Nie tylko ścigać, ale też inwestować w polskie wyścigi czas, zdrowie, serce i pieniądze.

Nie oszukujmy się; jeśli zabralibyśmy z padoku te cztery zespoły; BMW Sikora M Motorsport, Team LRP Poland, Wójcik Racing Team i Szkopek Team, poprzeczka znalazłaby się na zupełnie innym poziomie, a młode talenty, o których napisałem wcześniej, nie miałyby możliwości rozwoju. Nie mówiąc o takich inicjatywach, jak tegoroczny BMW M Cup, Yamaha Cup sprzed dwóch lat czy internetowe streamy z wyścigów (których w tym roku mocno brakuje). Mistrzostwa byłyby wówczas co najwyżej track dayem.

Tymczasem przed nami wielki finał sezonu, podczas którego na przełomie września i października rozstrzygną się losy tytułów. Niektóre z nich są już przesądzone, chociaż w sumie to nie mam pewności…

O ile przepis o punktach mnożonych podczas ostatniej rundy razy 1,5 w pełni rozumiem; choć powstał tylko z uwagi na organizatorów, a nie zawodników, o tyle mam problem z czymś innym.

Odejmowanie dwóch najgorszych wyników jest dobrym rozwiązaniem w przypadku klas markowych czy wyścigów pucharowych, gdzie z założenia startują amatorzy. Czasami nie mogą więc spiąć budżetu, albo po prostu dostać w pracy urlopu i to całkowicie zrozumiałe.

Moim zdaniem na poziomie mistrzostw kraju to już pomysł mocno chybiony, choć oczywiście stosowany nie tylko w mistrzostwach Polski. Najlepszym przykładem są dodatkowe punkty podczas rundy MŚ FIM EWC na torze Suzuka, które mają zachęcić europejskie zespoły do bardzo drogiej wyprawy do Japonii.

O ile dodatkowe punkty podczas ostatniej rundy WMMP mają być "dodatkową motywacją" dla zawodników i zapobiegać niskiej frekwencji po rozstrzygnięciu losów tytułów, o tyle takie odpisy działają dokładnie odwrotnie na początku sezonu.

Co gorsza, mocno komplikują także życie zawodnikom i kibicom. Nawet mi, dziennikarzowi śledzącemu ten sport od ponad dwóch dekad, nie chce się tego liczyć, a co mają powiedzieć kibice, czy zawodnicy, którzy muszą przecież jakoś sprzedawać swoje sukcesy sponsorom?

Odejdźmy od tego, bo to moim zdaniem bez sensu i skupmy się na walce młodego i "starego" pokolenia. Ta akurat podczas finału w czeskim Brnie zapowiada się wyjątkowo ciekawie.

O ile w Superstockach 1000 jest już chyba pozamiatane, a w Superstockach 600 na pewno pozamiatane, o tyle w Superbike’ach pierwszą trójkę dzieli tylko kilka punktów, a wiele może się wydarzyć także w Supersportach 300.

Nie wiem jak Wy, ale ja już szukam po kieszeniach jakiś starych koron, które zostały mi jeszcze po Grand Prix Czech MotoGP, na weekendową winietkę. Trzeba to zobaczyć na właśnie oczy, bo takie starcie pokoleń już "se ne vrati"!