Youngtimery i oldtimery w Polsce. Sk±d siê bior± te szalone ceny? Odwiedzi³em Motobazar.
W ostatnich miesiącach czytałem kilka artykułów o tym, jak i w co inwestować na rynku pojazdów zabytkowych w Polsce. Odniosłem wrażenie, że autorzy tych opracowań bardziej skupili się na analizie tego rynku w Europie zachodnie niż na naszych realiach.
Owszem, od ponad 30 lat jesteśmy krajem niezależnym, otwartym, demokratycznym, kierującym się w gospodarce logiczną ekonomią. Dotyczy to prawie wszystkiego oprócz rynku pojazdów klasycznych i zabytkowych. Tu jak kotwicą przykuci jesteśmy do dna i siedzimy mentalnie w latach 60., 70. i 80. Przekłada się to w bezpośredni sposób na ekonomię tej branży. Owszem, inwestowanie w motocykle klasyczne i zabytkowe jest bardzo rentowne, ale trzeba wiedzieć, jak realnie wygląda ten rynek u nas.
Nasze realia tego rynku - czy jest to zacofanie mentalne, czy specyfika? Trudne pytanie. Myślę, że jest to głównie specyfika ze sporą szczyptą zacofania w kulturze technicznej. Teraz zapewne większość się obruszy na tę "szczyptę", ale spójrzmy uczciwie na to zagadnienie.
Czym jest zaś ta nasza "specyfika"? To rozbudowana emocjonalność i refleksyjność. Mówiąc krótko słowiańska dusza, które jakoś nie może z nas wyplenić globalizacja. Na pewno odnosi się to do pokolenia 45+, mniej do ludzi młodszych, ale właśnie osoby 45+ najczęściej inwestują w motocykle klasyczne i zabytkowe.
Pewnym wzmocnieniem naszej "uczuciowości" był też czas pandemii. Obserwując i porównując to, co się działa na rynku w latach 2016 - 2019, do tego co dzieje się w ostatnich 6 - 8 miesiącach, widać niesamowitą dynamikę wzrostu cen, dużo większą niż wcześniej.
W praktyce wygląda to tak, że wybieramy pojazdy bliskie sercu, a nie dobre, ciekawe, unikatowe czy ważne w historii motoryzacji. Pojazdy, o których kiedyś marzyliśmy, a teraz są dostępne dla nas. Pojazdy, którymi jeździliśmy w młodości, a obecny zakup takowego jest dla nas pewnego rodzaju wspomnieniowym wehikułem czasu do tamtych dni. Pojazdy, o których opowiadali nam rodzice, dziadkowe a dziś ich zakup traktujemy jak posiadanie kawałka życia naszych ukochanych przodków. I można by wypisać jeszcze kilkanaście innych motywacji, niekoniecznie podobnych, ale ze wspólnym mianownikiem, którym są uczucia lub wspomnienia. To wszystko przekuwa się w specyfikę naszego rynku motocykli klasycznych i zabytkowych.
Motocykle w PRL - rzecz o motoryzacji i nie tylko...
Przyjęło się powszechnie mianem "motocykle PRL" określać pojazdy produkcji krajowej: WFM, SHL, WSK, Junak. Jest to jednak wielkie uproszczenie, bo obok wspomnianych jednośladów na naszych drogach można było również spotkać kilkanaście marek motocykli importowanych: Jawa, MZ, CZ, IFA, IŻ, M-72, K-750, Panonia, Lambretta, Peugeot, a także: BMW, Triumph, Norton, BSA,AJS, Harley-Davidson i wiele innych.
O TYM WŁAŚNIE JEST TA KSIĄŻKA "MOTOCYKLE W PRL" »Za przykład niech posłużą łódzki Motobazar, który odbyła się na początku maja, i ogłoszenia internetowe, do których możesz zajrzeć w każdej chwil. W Łodzi stały ładnie zachowane lub odrestaurowane motocykle angielskie i włoskie z lat 50. i 60. w cenach 20 - 30 tysięcy złotych, ale zainteresowanie nimi było niewielkie. Motocykle naprawdę ładne i dobre, do jazdy. W innej części Motobazaru oferowano gruzy (bo nawet nie można tego było nazwać "motocyklami do remontu", ze względu na stan i braki) motocykli Junak 350 w cenie 20 - 30 tysięcy złotych. Te po pewnym czasie znajdowały klientów. Odrestaurowane Junaki dochodziły cenowo do poziomu 50 - 70 tysięcy złotych i widać było zainteresowanie nimi. Obok stały pięknie Harleye-Davidsony z lat 90. do kupienia w granicach 25 - 35 tysięcy złotych. Harleye - wsiąść i jechać.
Kolejny jaskrawy przykład to motorynki Romet, oferowane w cenach 7 - 10 tysięcy złotych, a niektóre nawet drożej. Obok stały ciekawe motorowery włoskie i niemieckie, których nikt nie chciał za połowę tej ceny. Dla mnie kuriozum był widok, gdy ktoś oferował ładny motorower Kreidler z lat 70. (ta marka to elita wśród motorowerów w Europie zachodnie) i nikt się przy nim nie zatrzymywał. Za to tłum kłębił się i ekscytował się przy owych Rometach. Stąd powyższa wzmianka o owej "szczypcie zacofania w dziedzinie kultury technicznej", umieszczona kilka wersów wyżej.
Kolejny przykład to motocykle WFM i WSK (zwłaszcza te drugie), których ceny przekraczają już poziom zdrowego rozsądku. Ale u nas nie kupuje się rozsądkiem, tylko sercem i wszelkich analizach rynku powinny to uwzględniać.
Najbardziej kochamy jednoślady polskie - WFM, SHL, Junak, WSK, Romet - ale szybko gonią je pojazdy zagraniczne, niegdyś licznie do nas sprowadzane - IŻ, Jawa, CZ, Panonia, MZ.
O gustach się nie dyskutuje, więc to odsuńmy na bok. Przy profesjonalnej analizie rynku motocykli klasycznych i zabytkowych w Polsce warto jednak pamiętać (lub zaobserwować), że nasze realia tej branży jeszcze się nie zhomogenizowały z runkiem w Europie zachodniej. W tym przypadku jesteśmy specyficzni.
Tomasz Szczerbicki
Dziennikarz i autor książek: tomasz-szczerbicki.pl
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeCzy naprawdê w scigaczu nikt nie czyta tekstu przed publikacj±? B³±d na b³êdzie, nie da siê normalnie czytaæ. Obstawiam ¿e za 20 lat ceny tych prlowskich z³omów padn± na twarz. Kolejne pokolenie ...
Odpowiedz