Wypadek motocyklowy i największe szczęście w historii
Tyle mówi się o tzw. "close call" kiedy motocyklsita mija na centymetry samochód i cudem unika tragedii.
Ale to, co zobaczycie za moment przebija wszystko, co widzieliście do tej pory. Ten człowiek nie miał szczęścia. Ten człowiek brał udział w akcie łaski Bożej. Lowside, slajd po asfalcie prosto w samochód i zaklinowanie się pod nim oraz nie odniesienie żadnych obrażeń. Zobaczcie sami:
Komentarze 5
Pokaż wszystkie komentarzez punktu widzenia ratownika medycznego wyciągnięcie tego typka spod samochodu było totalnym debilizmem - mogli mu uszkodzić rdzeń kręgowy i zrobić z niego totalnego inwalidę...
OdpowiedzCzy ta R6 jest już w Polsce?
OdpowiedzAno tak to już bywa- ,,raz na wozie , raz pod wozem''...a raczej pod moto i autem...
OdpowiedzNo taaa ulica to nie tor wyścigowy, ale co tam.... jakby zginął to by mogli mu napisać na nagrobku "zginął robiąc to co kocha"
OdpowiedzMyślę, że dzień miał już zepsuty.
Odpowiedz