tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Grecja 2007
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Grecja 2007

Autor: Darek Habrat "M³ody" & Olivia 2008.01.03, 14:37 6 Drukuj

Nie było nas trzynaście dni, zrobiliśmy 5200km, odwiedziliśmy pięć krajów i byliśmy w najniższej części Europy, czyli na Krecie. Jednym słowem było EXTRA.

Tegoroczne wakacje chcieliśmy spędzić w Grecji. Tak postanowiliśmy po ubiegłorocznych, kiedy to byliśmy w Chorwacji. Początkowo terminem wyjazdu miał być wrzesień, jednak z powodu pewnych komplikacji zmuszeni byliśmy wyjechać pod koniec lipca i wrócić do 11 sierpnia. Tymczasem w Grecji była fala pożarów, o których non stop mówiono w wiadomościach. Nawet odradzano jechać w tamte rejony. Myślałem o nagłej zmianie planów i pojechać do Francji na Lazurowe Wybrzeże, jednak po rozmowie z kolegami i po pewnych przemyśleniach postanowiliśmy jechać do Grecji. Była to nagła decyzja, praktycznie z dnia na dzień. Zrobiliśmy szybkie zakupy, czyli najpotrzebniejsze rzeczy wraz z nowym namiotem oraz przewodnik po Grecji, z którego korzystaliśmy na miejscu. Dzień przed wyjazdem przyjechał do mnie kolega z Warszawy - Rafał na GS-ie 1200, wraz z jego piękniejszą połową Iwoną. Rafał jechał do Chorwacji i Czarnogóry, a pierwszy nocleg miał zaplanowany u mnie. Rano mieliśmy wyjechać razem i w Budapeszcie rozdzielić się. Przyjechał do nas na chwilę Miro, żeby się pożegnać, a później spędziliśmy miły wieczór przy grillu, połączonym z kąpielą w jacuzzi. Kiedy Rafał i Iwona poszli spać, ja zacząłem się pakować - skończyłem o 1 w nocy.

NAS Analytics TAG

Pobudka o piątej nad ranem i o szóstej można wyjechać. W nocy trochę padało, ale rano pogoda dopisuje. Dziewczyny robiły nam śniadanie, a my w tym czasie założyliśmy kufry do motocykli. Szybka kawa i jesteśmy gotowi. Jest kilka minut po szóstej, silniki już pracują, więc siadamy i ruszamy w drogę. Rafał z Iwoną, a także ja, Olivka i moja mega torba na bak, przez którą nie widziałem nawigacji oraz tego, o ile przekraczam dozwoloną prędkość.

Na Barwinek wbijamy się bardzo szybko. Rafał tankuje GS-a, Olivka wymienia PLN-y na EURO i wjeżdżamy na Słowację. Jest chłodno, jak to w górach o tej godzinie bywa, jednak jest to ostatni moment przed prawdziwymi upałami. Droga leci nam bardzo szybko, przejeżdżamy przez Preszów i wlatujemy na autostradę do Koszyc. Sypiemy sobie elegancko „złoty czterdzieści" i nagle od mojej szyby odbił się wróbelek „elemelek" - jak to Rafał później skomentował: „posypały się tylko pióra". Trochę szkoda, ale cóż - już drugi wróbel nie przeżył zderzenia z Hondą (pierwszy wbił się w chłodnice w Transalpie). Następnie Koszyce i zaczynamy uważać na policję, ponieważ z rejonu Koszyc dobrych wspomnień z nią nie mam, chociażby z ostatniego wyjazdu do Czarnogóry. Przemęczyliśmy te długie proste, na których można było nieźle pocinać, krótka przerwa na CPN-ie i jesteśmy na granicy z Węgrami. „Ege szege dre" - krótka rozmowa z celnikami i jedziemy w stronę Budapesztu.

Węgry jak zwykle przywitały nas wysokimi temperaturami. Po drodze spotkaliśmy Polaków na Paneuropeanie i jechaliśmy z nimi do pierwszego CPN-u na autostradzie, gdzie zatrzymaliśmy się, aby kupić winietki. Okazało się, że jadą do Słowenii, a więc lecimy dalej razem. Zdejmujemy podpinki i jedziemy już cały czas autostradą do Budapesztu, gdzie nasze drogi się rozchodzą. Ja skręcam w lewo na M5 i „sypie" w kierunku Belgradu, a Rafał i nasz nowy znajomy jadą razem prosto na M7, w stronę Chorwacji.

Pożegnaliśmy się przed Budapesztem - bo tam trzeba walczyć o przetrwanie i pchać się, jak tylko można i jechaliśmy dalej razem do momentu mojego odbicia na M5. Zjazd zobaczyłem w ostatniej chwili i nawet nie zdążyliśmy sobie machnąć na dowidzenia. Dalej to już tylko prosta droga w kierunku Serbii. Ja, Olivka i 150km/h na dzielnym Varadero połykamy kilometry. Zatrzymujemy się na parkingu, żeby rozprostować nogi - bo tyłki nas jeszcze nie bolą (ach to wygodne siedzenie w Viaderku).

Dojechaliśmy do granicy z Serbią, kolejka dość duża, ale przecież nie będziemy w niej stać. Wtrolowaliśmy się pod same okienko i jak zwykle wesoła rozmowa z Serbskimi celnikami. Uwielbiam Serbię, tutejsi ludzie są bardzo mili i życzliwi, od razu czuć inny klimat. Kończy się autostrada i jedziemy dalej dwupasmową drogą ekspresową. Zatrzymujemy się na obiad w restauracji i niedługo z powrotem wbijamy się na autostradę praktycznie do Macedonii. Nie chcieliśmy jechać do Grecji "na raz", więc postanowiliśmy spać gdzieś za Belgradem. Jako, że jechało się nam bardzo dobrze, pociągnęliśmy dalej i niedaleko granicy macedońskiej znaleźliśmy motel. Było już ciemno i nie chciałem wjeżdżać do Macedonii, ponieważ nic byśmy nie zobaczyli, a nigdy wcześniej tam nie byliśmy. Motel bardzo fajny, tuż przy drodze, bardzo miło nas przywitano, każdy oglądał motocykl i patrzył na nalepki przyklejone na kufrach. Za dwuosobowy pokój ze śniadaniem zapłaciłem 30 euro, myślę, że może być. Wykąpaliśmy się i poszliśmy spać, ponieważ czekał nas jeszcze kawałek drogi. Tego dnia przejechaliśmy 1100km, ale nie byliśmy bardzo zmęczeni m.in. tak, jak po ubiegłorocznym „globtroterzeniu" transalpem. Varadero to bardzo wygodny motocykl na dalekie trasy. Jedzie się nim naprawdę bardzo dobrze i komfortowo.

Następnego dnia jemy na śniadanie pysznego omleta z szynką i ruszamy w drogę. Do granicy mamy blisko i wkrótce się na niej meldujemy. Bardzo duża kolejka powoli idzie. W Macedonii celnicy muszą każdy paszport dokładnie sprawdzić w komputerze, przy czym w ogóle im się nie śpieszy. My, jak to my oczywiście, podjeżdżamy pod okienko i po kilku minutach udaje nam się przekroczyć granicę. Przy drodze widzimy skutki pożarów, spalone pobocza, lasy, ale za to bardzo ładne widoki. Jedziemy praktycznie z zakrętu na zakręt, po drodze przejeżdżając kilka tuneli, mostów i dojeżdżamy do autostrady. Miłe zaskoczenie; ustawiamy się w kolejce do płacenia, a tutaj mi policjant macha, żebym ominął bramki i jechał dalej. Bardzo fajnie, nie musiałem płacić i można było pocinać. W Serbii autostrady były drogie, co chwile po kilka euro i raz 13. Pożary tak naprawdę były widoczne od Macedonii, czarne wypalone lasy ciągnęły się bardzo daleko, aż po granicę z Grecją, do której docieramy.

Jesteśmy! Grecja wita nas. Jest bardzo gorąco, ale zadowoleni jedziemy dalej na Chalkidiki. Widzimy Saloniki z autostrady i wkrótce dojeżdżamy do pierwszego półwyspu, czyli Kassandry. Kilka lat temu byłem tutaj i wiedziałem, że jest fajnie. Pojechaliśmy do miejscowości Possidi i tam znaleźliśmy kemping. Był to jedyny kemping w tym mieście, pomijając kemping dla uniwersytetu i wojska. Zadowoleni rozbiliśmy namiot, rozebraliśmy się z naszych moto-kufajek i udaliśmy się na zimnego browczyka on the Beach. Varadero posłużył nam jako wieszak na ubrania i suszarka.

Po powrocie z plaży przyszła pora na szybki obiadek oraz krótką drzemkę, a wieczorem udaliśmy się na zwiedzanie miasta. Ja, jako że byłem tam kilka lat temu, robiłem za przewodnika. Praktycznie nic od tamtej pory się nie zmieniło, wszystko było tak jak dawniej. Pospacerowaliśmy trochę i wróciliśmy do namiotu. Następnego dnia wylegiwaliśmy się na plaży, były bardzo duże fale i można się było pobawić. Dziwiło mnie tylko, dlaczego jest tak mało ludzi, kiedy byłem tutaj kilka lat wcześniej, plaże były pełne. Może turyści obawiali się pożarów, o których mówiono w mediach cały czas. Kemping był bardzo fajny, wszystko było na miejscu i praktycznie znajdował się on na plaży. Płaciliśmy tutaj 19.5 euro. Początkowo byłem w szoku, że jest tak mało kempingów i są w takich cenach (dużo większych, niż w Chorwacji), jednak przyzwyczailiśmy się do tego. Postanowiliśmy jechać dalej, spakowaliśmy się szybko i w drogę! Objeżdżamy dookoła Kassandrę, zatrzymujemy się w Kalithei na gyros i jedziemy na Sithonię - drugi półwysep Chalcydycki.

Opuściliśmy Kassandrę i wjeżdżamy na Sithonię. Od razu widać zupełnie inny krajobraz - Kassandra jest bardziej zaludniona, jest mnóstwo barów, hoteli i bardzo dużo plaż, natomiast Sithonia jest dzika. Jedzie się drogą z widokiem na góry i lasy, mijając po drodze kozy oraz inne zwierzęta. Nie jest to droga wijąca się wzdłuż morza i nie jest ona tak atrakcyjna. Odwiedziliśmy kilka miasteczek i rozpoczęliśmy poszukiwania kempingu (w Chorwacji takie poszukiwania są nie do pomyślenia...) Wstąpiliśmy również do miejscowości Omos Panagias, aby kupić bilety na wycieczkę do wybrzeży Athos i na klasztory. Kemping, który znaleźliśmy, nie odpowiadał nam, nie było przy nim plaży oraz ludzie tam mieszkający byli jacyś dziwni.

Postanowiliśmy jechać dalej i w nocy znaleźliśmy bardzo elegancki, wypasiony kemping. Był on położony tuż przy plaży, gdzie mieściła się również restauracja. Rozłożyliśmy szybko namiot i poszliśmy się wykąpać w morzu. Spotkaliśmy Polaków z Warszawy, którzy również mieli w planach rejs statkiem. Następnego dnia ledwo wstaliśmy, musieliśmy szybko zwinąć namiot i się spakować, aby zdążyć na wycieczkę. Na szczęście udało się. Po godzinie mamy już bilety i jesteśmy na pokładzie statku.

Do wyboru mamy kilka statków - ceny są takie same - po 20 euro. Wybieramy katamaran, który okazał się najszybszy. Dużą atrakcją był piracki statek, jednak był on strasznie zatłoczony i nie chcieliśmy nim płynąć. Rejs miał trwać od godziny 9:30 do godziny 16:00, wraz z dwugodzinną przerwą w Ouranopoli. Wypływamy na otwarte morze i podziwiamy piękne widoki. Klasztory robią niesamowite wrażenie, niektóre znajdują się bardzo wysoko zawieszone w górach, a niektóre są tuż przy plaży. Największe wrażenie robi ogromny klasztor rosyjski, ale pozostałe też są bardzo interesujące. Na teren klasztorów może wejść dziennie 10 turystów greckich oraz 1 z poza Grecji. Trzeba wcześniej wysłać pismo z prośbą i czekać na odpowiedź - może się uda... Nie mają tam wstępu kobiety i zwierzęta płci żeńskiej.

Dopływamy do Ouranopoli i mamy dużo wolnego czasu. Niektórzy zwiedzają miejscowe zabytki, a my prosto udajemy się na obiad, gdzie spotykamy polską kelnerkę. Jak zwykle wsuwamy pyszny gyros i ruszamy zwiedzać miasteczko. W ciasnych, zatłoczonych uliczkach jest bardzo gorąco i po krótkim zwiedzaniu postanowiliśmy poszukać cienia, gdzie poczekamy na rejs powrotny. Minął czas na przerwę i można było wracać do portu w Omos Panagias. Wycieczka była bardzo fajna - na takiej samej byłem kilka lat temu, podczas pobytu w Grecji, jednak chciałem przeżyć to jeszcze raz z Olivką. Na pokładzie ździebko nas przypiekło słońce, ale bardzo nam się podobało. Dobijamy do portu i jedziemy dalej.
W planach mieliśmy znaleźć nocleg na Sithoni, żeby się trochę poplażować. Jednak zapadła decyzja total spontan i postanowiliśmy, że pojedziemy już na Riwierę Olimpijską - czyli obieramy kierunek Saloniki i tniemy na dół. Na miejscu jeździliśmy w t-shirtach i krótkich spodenkach, ale w dalszą podróż trzeba było się ubrać. Wsuwamy moto-kufajki i jedziemy dalej.

Mijamy Saloniki szerokim łukiem z wiadomych powodów i kawałek dalej wyprzedzamy Polaków na cruiserach. Zatrzymałem się na pierwszym pit stopie myśląc, że i oni się zatrzymają, jednak musiałem ruszyć w pościg za nimi, niczym policjant. Kawałek dalej postanowili się w końcu zatrzymać i mogliśmy porozmawiać. Okazało się, że mieszkają w miejscowości Nei Pori, właśnie na Riwierze i bardzo nam ją polecali. Ja myślałem na początku o Katerini, jednak po ich namowach postanowiliśmy jechać z nimi. Potężny ryk trzech criuserów i ja na swoim cichym Varadero jedziemy razem. Jest już ciemno, wieje strasznie, rzuca nami po całej autostradzie, ale w końcu dojeżdżamy na miejsce. Miasteczko faktycznie bardzo fajne, dużo ludzi oraz mnóstwo atrakcji. Postanowiliśmy znaleźć szybko camping, ponieważ zajechaliśmy z nimi pod hotel, w którym mieszkali. Umówiliśmy się, że kiedy znajdziemy już spanie, to przyjdziemy na piwko. Wyjeżdżając z centrum znaleźliśmy dwa campingi, które były obok siebie - czeski i węgierski. Wybraliśmy węgierski i rozbiliśmy namiot. Było już bardzo późno i zmęczeni udaliśmy się spać, a naszych znajomych postanowiliśmy odwiedzić następnego dnia. Ja miałem całe kolana pogryzione i spuchnięte - chyba coś mi wlazło do spodni i po kolei mnie dziobało...

Camping, jak się na drugi dzień okazało, był bardzo fajny i ludzie, którzy tam mieszkali, również. Udaliśmy się na plażę, która okazała się być bardzo duża, piękna, piaszczysta. Rytm muzyki klubowej z plażowego baru dodawał tylko plusów temu miejscu. Pogoda była bardzo dobra. Woda w morzu ciepła - czego chcieć więcej? Z daleka obserwowaliśmy helikopter, który co chwilę nabierał wody, a po krótkim czasie były już trzy helikoptery, które gasiły pobliski pożar.

Po byczeniu się na plaży, jemy obiad i lecimy zwiedzić sąsiednie miasteczko Platamonas. Spaleni promieniami greckiego słońca jedziemy w letnim ubranku i okazuje się, że jest jeszcze gorzej. Grzeje od silnika i wszystko bardziej piecze, a pęd powietrza sprawia, że powyżej pasa jest zimno - tak źle i tak nie dobrze.

Następnego dnia zwijamy się i jedziemy do Kalambaki oglądać meteory. Kierujemy się na Larissę i tam odbijamy w prawo. Jedziemy dość szybką drogą z przepięknymi górskimi widokami. Nagle przed nami wyrastają z ziemi ogromne skały. Taki widok, że zapiera dech - coś przepięknego. To właśnie były meteory...

Jesteśmy w szoku. Widzieliśmy wcześniej to na zdjęciach, jednak na żywo robi to nieporównywalnie większe wrażenie. Odbijamy z głównej drogi i pniemy się w górę wąskimi, śliskimi winklami przy czym z otwartą koparą podziwiamy przepiękne widoki. To, co zobaczyliśmy tam, jest po prostu nie do opisania. Trzeba tam być i to widzieć. Każdemu polecam meteory - jest to jedna z najciekawszych atrakcji w Grecji.

Po zobaczeniu tego cuda postanowiliśmy zjeść obiad i jechać w kierunku Loanniny. Jednak przejechaliśmy najlepsze bary i dojechaliśmy do głównej drogi. Zatrzymaliśmy się w przydrożnej knajpce. Oprócz tostów i takich tam wynalazków nie było nic innego. Ja pije Nestea, Olivka Heinekenka i lecimy dalej.

Trasa1
Trasa2
dom
Honda i Mlody
autostrada
droga przez gory
gora
gora ciekawy ksztalt
Gory
Gory przy drodze
Gory widok z morza
gory widok z trasy
Grecja przejscie graniczne
Grecja uliczka
Grecja widok z morza
Honda BMW Darek-przed wyjazdem
Honda mlody i gory
Hotel Grecja
kanal koryncki
kanal koryncki statek
Kapitan statku
Kemping kemping grecja Kosciol
Kosciol 1 koza na drodze Krajobraz
Krajobraz gory Krajobraz Grecja Krajobraz morze i gory
Krajobraz po pozarze Krajobraz skarpa Krajobraz tunel pod gora
kreta laski kapiel w morzu Lodki na plazy
NAS Analytics TAG

Komentarze 4
Poka¿ wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze s± prywatnymi opiniami u¿ytkowników portalu. ¦cigacz.pl nie ponosi odpowiedzialno¶ci za tre¶æ opinii. Je¿eli którykolwiek z komentarzy ³amie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usuniêty. Uwagi przesy³ane przez ten formularz s± moderowane. Komentarze po dodaniu s± widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadaj±cym tematowi komentowanego artyku³u. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu ¦cigacz.pl lub Regulaminu Forum ¦cigacz.pl komentarz zostanie usuniêty.

motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualno¶ci

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep ¦cigacz

    na górê