Ta witryna używa plików cookie. Więcej informacji o używanych przez nas plikach cookie, ich zastosowaniu
i sposobie modyfikacji akceptacji plików cookie, można znaleźć
tutaj
oraz w stopce na naszej stronie internetowej (Polityka plików cookie).
Nie pokazuj więcej tego komunikatu.
Ech, nieco demagogiczny ten artykuł. A właściwie źródło, bo bez większego zastanowienia przepisujecie argumenty i wnioski ze źródła. Porównujecie średniej wielkości samochód z silnikiem o mocy 72 koni do modeli nie tylko większych (niby ta sama E klasa ale przez te 40 lat urosła znacząco), ale również parokrotnie mocniejszych i często z napędem na cztery koła (który zwiększa zużycie paliwa) i automatem. Porównywalnej wielkości współczesne auto z niekoniecznie bardzo mocnym dieslem (ok 120-140 KM) będzie miało emisje CO2 na poziomie 130-150g/km i NOx na poziomie 15-45mg/km. Porównywanie Beczki do współczesnych SUVów też wydaje mi się bezpodstawne - od lat wiadomo, że ta klasa samochodów ma spalanie, a więc i emisje sporo większe niż podobnej klasy sedany. Wreszcie sam Mercedes W123. Z jednej strony 40 lat i 340 tysięcy kilometrów, z drugiej mówimy o niemieckim właścicielu, który należy do fanklubu tego modelu. Czyli sztuka wybitnie zadbana, regularnie serwisowana i to pewnie na oryginalnych częściach. 99% samochodów o połowę młodszych nie może się pochwalić takim stanem technicznym, szczególnie w rajach o nieco mniejszej kulturze dbałości o serwis niż Niemcy. Jedyny wiarygodny wniosek, jaki można z tego testu wyciągnąć to taki, że zadbany oldtimer nie będzie znacząco odstawał od współczesnych norm i można spokojnie pozwolić mu jeździć po drogach (jeżeli będzie przechodził przeglądy). Ale na każdego zadbanego oldtimera przypada 90 zapuszczonych trucheł, które kopcą jak kontenerowiec i przyczyniają się coraz powszechniejszych zakazów wjazdu samochodów do centrów miast. Czy unijne przepisy są słuszne? W założeniu tak. W realizacji okazują się być zarówno niezbyt skuteczne, jak i przyczyniają się do tworzenia potworków w stylu silników 1.0 turbo o mocy 150KM montowanych w samochodach ważących 1,5 tony. Które niby ograniczają spalanie i emisję, ale tylko do momentu w którym kierowca chce zacząć jeździć 'normalnie'. Ja wiem, że świat łatwych podziałów jest piękniejszy, ale to nie jest tak, że ekolodzy są źli, głupi i chcą zniszczyć motoryzację bez żadnego logicznego uzasadnienia.