Ta witryna używa plików cookie. Więcej informacji o używanych przez nas plikach cookie, ich zastosowaniu
i sposobie modyfikacji akceptacji plików cookie, można znaleźć
tutaj
oraz w stopce na naszej stronie internetowej (Polityka plików cookie).
Nie pokazuj więcej tego komunikatu.
Mój mąż leżał w szpitalu i też miał wyciagana śrube i dwa gwoździe po wypadku, złamanie w kostce, stopa wisiała. Pewnego dnia przywieźli rannego motocyklistę. Chłopak 35 lat połamany i pocharatany jak cholera , bo jakiś cymbał samochodem wjechał na niego na zakręcei, chodź motocyklista jechał wolno ( ale pewnie znajdą sie tacy co powiedzą ze to jego wina bo to norma ). Nie jednokrotnie musiałam chodzic do pokoju pielęgniarek i prosic o zmianę kroplówki przeciwbólowej bo sie skończyła a szanowne siostrzyczki piły ku..a kawusie i nie słyszały jak chłopak z bólu wyje. Jedna z siostrzyczek która przyszła na nowa zmianę przyszła zobaczyc owego motocyklistę , jak sie czuję co mu potrzeba ale nie obyło sie bez komentarza typu " napewno jechał szybko, bo oni tacy są a później człowiek musi łazic koło takiego " , jak to usłyszałam to sie tak wku....am i na korytarzu żeby mnie pół szpitala słyszało nawrzeszczałam na babe nie przebierając w słowach po czym złozyłam doniesienie do ordynatora. Nie wiem co spotkało później te kobietę bo mąż na drugi dzień wyszedł ze szpitala, ale mam nadzieję że lepiej opiekowała się tym chłopakiem. Dziadostwo w tych szpitalach i nic więcej, lepiej zatem tam nie trafiac.