Ta witryna używa plików cookie. Więcej informacji o używanych przez nas plikach cookie, ich zastosowaniu
i sposobie modyfikacji akceptacji plików cookie, można znaleźć
tutaj
oraz w stopce na naszej stronie internetowej (Polityka plików cookie).
Nie pokazuj więcej tego komunikatu.
Najlepsze nawet prawo nie wypleni patologii szkolenia. Z mojego doświadczenia. Na teorii spędziłem zero godzin. Kurs na kat. A prowadził gość, który otwarcie przyznał, że nie ma prawka kat. A, bo bałby się nawet na takie "cóś" nawet wsiąść. Na placu manewrowym dostawałem kluczyki i... cześć! Jak chciałem szkolić wymogi do egzaminu praktycznego to musiałem sobie najpierw poczytać o nich w necie. Najlepsza była jazda po mieście. Instruktor jechał autem jako pierwszy (bez "L-ki"), grzał ile fabryka dała i darł się przez słuchawki, żebym siedział mu na zderzaku. Przecież on wie, jak po mieście jeżdżą ci debile motocykliści i on musi się upewnić, czy też tak daję radę. W efekcie na egzamin poszedłem zielony i tylko opatrzności zawdzięczam, że go zdałem.