Ścigacz.pl

Znany ekspert i konstruktor silników, profesor Friedrich Indra z Wiednia, wyjaśnił w wywiadzie dla FOCUS online, dlaczego uważa, że im mniej samochodów elektrycznych zastępuje silniki spalinowe, tym lepiej dla środowiska.

Fritz Indra jest wysokiej klasy specjalistą, który opracowywał silniki dla Audi, Alpiny i General Motors, natomiast od czasu przejścia na emeryturę w 2005 r. doradza przemysłowi i nadal jest aktywny w badaniach i nauczaniu.

Poproszony o dziennikarzy popularnego w Niemczech serwisu informacyjnego o komentarz dotyczący elektrycznej mobilności, udzielił bardzo ciekawej odpowiedzi i wyjaśnił, dlaczego oczekiwania wobec elektromobilności są zbyt wysokie.

Profesor Indra skupił się przede wszystkim na olbrzymich dotacjach dla klientów branży e-motoryzacyjnej i wskazał, że pomimo bardzo wysokich dopłat, dotychczasowe miesięczne wskaźniki rejestracji pojazdów elektrycznych w Niemczech wynoszą od 15 do 17 procent, co oznacza, że planowany cel 15 milionów samochodów elektrycznych na drogach do 2030 roku nie zostanie osiągnięty. Będzie ich raczej 5 milionów.

Te bardzo proste wyliczenia przeprowadził również niemiecki rząd i prawdopodobnie dlatego uznał, że dopłat do e-samochodów już nie będzie. Profesor Indra wskazuje, że to oszczędza cztery miliardy euro za jednym zamachem, które, nawiasem mówiąc, można byłoby dobrze zainwestować, aby naprawdę coś zrobić dla środowiska, na przykład budując zakłady produkujące paliwa neutralne pod względem emisji CO2. "Im mniej elektryków zastępuje silniki spalinowe, tym lepiej dla środowiska" - dodał pan profesor.

Na prośbę zdziwionych dziennikarzy o wyjaśnienie tej kwestii Fritz Indra nawiązał do najnowszego, grudniowego raportu organizacji VDI. Wynika z niego, że samochód zasilany prądem bilansuje się emisyjnie z samochodem wyposażonym w silnik konwencjonalny dopiero po przejechaniu 65 -90 tys. kilometrów, i to przy średniej wielkości baterii oraz dużym dziale energii odnawialnej. Większa bateria oraz brudna energia powodują, że do zbilansowania ciężaru produkcji akumulatora dochodzi dopiero przy przebiegu między 150 tys. a 200 tys. kilometrów.

Innymi słowy, samochód elektryczny, który startuje do konkurencji z ogromnym "plecakiem" emisji od samego początku, nie będzie w stanie dogonić silnika spalinowego przez cały okres eksploatacji.

Nawet licząc tylko na zieloną energię elektryczną, potrzeba 60 tys. kilometrów, aby samochód elektryczny był bardziej przyjazny dla środowiska, niż silnik spalinowy. W tym kontekście prof. Indra jest zdania, że utrata finansowania da klientom do myślenia. Po prostu zadadzą sobie pytanie, czy warto dopłacić kilka tysięcy euro, by wypróbować technologię, w której wszystko jest tak naprawdę gorsze od silnika spalinowego, nawet z ekologicznego punktu widzenia.

Jednocześnie pan profesor krytykuje program dopłat do pojazdów elektrycznych, przytaczając obliczenia Deutsche Banku, który wykazał, że każdy samochód elektryczny jest dotowany kwotą około 20 tys. euro przez cały okres eksploatacji, a w Austrii nawet 30 tys. euro. Według specjalisty jest to jedyny powód, dla którego dane dotyczące sprzedaży były w stanie osiągnąć dzisiejszy poziom.

Na koniec profesor Indra przypomniał, że baterie pojazdów elektrycznych za kilka lat znajdą się poniżej wymaganej sprawności i tym samym samochody w nie wyposażone staną się bezwartościowe. Z kolei pojazdy z silnikami spalinowymi mogą jeździć całe dekady.