Ścigacz.pl

W pierwszej rundzie, Ducati i obrońca tytułu Troy Bayliss właściwie się nie liczyli. Na Philip Island uległo to definitywnej zmianie.

Sezon zawodników serii WSBK i WSS ruszył niemal z kopyta i po niedawno rozegranej rundzie w Katarze, mamy kolejną na australijskim torze Philip Island. Jest to jeden z ulubionych obiektów Troya Baylissa, który wielokrotnie ustanawiał tu doskonałe wyniki i pobijał rekordy. Dobry występ przed własną publicznością to kolejny punkt motywujący.

Wyścig 1

Już od pierwszego dnia treningów widać było, kto tu się będzie liczył. Troy Bayliss i James Toseland tasowali się na czasówkach między sobą. Reszta zawodników nieskutecznie próbowała im dorównać. Jednak im więcej okrążeń kręcili zawodnicy po torze, tym bardziej rosła przewaga Baylissa, który ostatecznie wygrał sesje Superpole i tym samym zapewnił sobie start z pierwszego pola startowego.

W wyścigu jednak to nie Bayliss grał pierwsze skrzypce. James Toseland i jego Honda CBR1000RR niemal od startu do mety byli niezrównani. Niemal, bo na 4 okrążenia przed metą Troy Bayliss postanowił wykonać 100% planu, w który wchodziło zwycięstwo na własnym torze. Wszedł Toselandowi pod łokieć na jednym z zakrętów i jak burza monsunowa pognał w stronę mety, dokładając Brytyjczykowi prawie 2 sekundy w ciągu tych niecałych 4 okrążeń. Tak, więc Ducati i „Baylisstik" wrócili do formy i to w pięknym stylu. James Toseland musiał się zadowolić drugim miejscem. Trzeci, ze startą ponad 10 sekund zameldował się debiutant-weteran Max Biaggi.

Wyścig 2

Drugi wyścig to walka najlepszych zawodników owiewka w owiewkę. Nieco z przodu, jakby lekko oderwani od rzeczywistości, walczyli Bayliss i Toseland o to, kto zwycięży. Za nimi walka szła o najniższe podium pomiędzy Noriyuki Haga, Maxem Biaggi i Troyem Corserem. Wynikiem tych walk jest udany rewanż Toselanda, który wygrywa z Baylissem o dziesiąte części sekundy. Z tyłu Suzuki i Biaggi wzięci w kleszcze Yamahy musieli ulec i ostatecznie zająć miejsce za podium, które wywalczył Noriyuki Haga.

Tym samym wygrywając już drugi wyścig w sezonie, James Toseland staje się mocnym liderem klasyfikacji generalnej.

Supersport

Fani „zielonych" czekali na taki moment od 2003 roku, kiedy to po raz ostatni mogli zobaczyć kierowcę Kawasaki na podium kategorii Supersport. Wreszcie doczekali się powrotu zielonego diabła i to od razu na najwyższy stopień. Morderczy wyścig, w którym walka trwała do ostatniego okrążenia, wygrał Fabien Foret na nowej Kawasaki ZX6R. Pokonał świetnie jeżdżącego Kennan Sofuoglu i Broka Parkesa, którzy są niejako etatowymi zawodnikami zaliczającymi pudło. Kiepsko poszło obrońcy tytułu Sebastianowi Charpentier, który dojechał dopiero jako czwarty z ponad 6-cio sekundową stratą do zwycięzcy.