Ścigacz.pl

Chodzi o głośną sprawę ze stycznia bieżącego roku. Do systemu zawierającego bazę pytań na egzamin teoretyczny z prawa jazdy dołączone zostały 41 zdania. Procedura odbyła się w sobotę 22 stycznia, ale w już w trakcie poniedziałkowych egzaminów okazało się, że część odpowiedzi jest błędna.

Ponieważ system jest ogólnokrajowy, wszystkie osoby, które podchodziły do egzaminu, mogły natrafić na nieprawidłowe pytania. Jeszcze tego samego dnia osiem zadań zostało wycofanych, ale międzyczasie do testów podeszły setki osób w Polsce.

Do błędów nie powinno w ogóle dojść, bo dodatkowe pytania były przygotowane przez resort infrastruktury i dopuszczone przez stojącą na straży poprawności testów komisję weryfikacyjną. O sprawie szeroko pisały media, również w aspekcie ewentualnych kłopotów osób z niesłusznie naliczonymi odpowiedziami.

Finalnie minister infrastruktury zlecił kontrolę w Departamencie Transportu Drogowego oraz wspomnianej komisji weryfikacyjnej, która powinna dostrzec błędy i uniemożliwić wprowadzenie wadliwych pytań do systemu teleinformatycznego.

Jednocześnie Ministerstwo Infrastruktury przeprosiło za zaistniałą sytuację. Rozwiązano również problem osób, które w poniedziałek podchodziły do egzaminu i mogły mieć naliczoną błędną liczbę właściwych odpowiedzi.

Zdający, którzy wylosowali felerne pytania, mogli złożyć skargę do dyrektora właściwego Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego. Zaskarżone egzaminy unieważniono, ale kandydaci na kierowców musieli zdać egzamin teoretyczny ponownie, chociaż bez ponoszenia kosztów po raz drugi.

To rozwiązało problem osób, który trafiły na felerne pytania, ale nie wyjaśniło, dlaczego w ogóle doszło do tak poważnej pomyłki. Niestety już się tego nie dowiemy. Jak informuje RMF24.pl, prokuratura umorzyła postępowanie w tej sprawie. Uzasadnienie?

Otóż prokuratura nie ustaliła, aby nieprawidłowości wynikały z umyślnego działania. Skoro nie było umyślnego działania państwowego funkcjonariusza, nie ma też winnych błędów i późniejszych kłopotów setek osób podchodzących do państwowego egzaminu. Poza brakiem winnych nie ustalono również, na jakim etapie doszło do pomyłki.

Kto zatem weryfikuje pytania, akceptuje je i wprowadza do systemu? Przecież w ministerstwie funkcjonuje specjalnie powołana do tego celu komisja weryfikacyjna! Okazuje się, że to nieistotne, bo nawet jeśli taka osoba lub osoby mogłyby zostać zidentyfikowane, biedactwa działały nieumyślnie. Sprawa rozwiązania. To znaczy, do umorzenia.

Gdyby w ten sposób działała firma prywatna, na przykład z branży IT, winni zostaliby ujawnieni i pociągnięci do odpowiedzialności. Wcale nie po to, żeby ich piętnować, ale żeby błędy nie powtórzyły się w przyszłości.

Aparat państwowy działa inaczej. Błędy się ignoruje lub się o nich "zapomina". A jeśli znowu się powtórzą? To trudno. Przecież to nie urzędnicy, którzy nie dopełnili swoich obowiązków, będą ponosili dodatkowe koszty. Coś tu chyba jest bardzo nie tak.