tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Bagnaia zasłużonym mistrzem. Martin nie wytrzymuje ciśnienia. Dramatyczny weekend Walencji
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka 950
NAS Analytics TAG
motul belka 420
NAS Analytics TAG

Bagnaia zasłużonym mistrzem. Martin nie wytrzymuje ciśnienia. Dramatyczny weekend Walencji

Autor: Mick Fiałkowski 2023.11.26, 21:33 Drukuj

Niespodzianki nie było, choć niewiele brakowało. Wygrywając ostatni wyścig sezonu Pecco Bagnaia obronił tytuł motocyklowego mistrza świata królewskiej kategorii MotoGP. Na torze w Walencji, mimo sobotniego zwycięstwa w sprincie, ciśnienia nie wytrzymał za to jego główny rywal, Jorge Martin. Nie tylko on. Co jeszcze działo się na torze imienia Ricardo Tormo?

Gorąco było już w piątek, kiedy Bagnaii nie udało się wejść bezpośrednio do drugiej części sobotnich kwalifikacji, podczas gdy końcówkę popołudniowego treningu na ogonie Włocha spędził Martin. Hiszpana na wyjeździe z alei serwisowej próbował nawet zablokować manager fabrycznej ekipy, Davide Tardozzi.

NAS Analytics TAG

Trudno się dziwić, że Martin chwytał się wszystkiego, co mogłoby mu pomóc w odrobieniu straty punktowej po problemach z tylną oponą sprzed tygodnia. Wywalczenie tytułu oznaczałoby dla niego nie tylko oczywisty prestiż, ale także automatyczny awans do fabrycznej ekipy Ducati i zamianę miejsc z Eneą Bastianinim.

Zadanie nie było jednak łatwe, ale w sobotę Martin stanął na wysokości zadania, po kapitalnej walce sięgając po kolejne zwycięstwo w sprincie. Piąte miejsce Bagnaii oznaczało, że w niedzielę Jorge musiał stanąć na podium i dojechać do mety sporo pozycji przed Pecco; w przypadku zwycięstwa Hiszpana Włoch musiałby ukończyć ostatni wyścig sezonu poza pierwszą piątką.

Było to możliwe, bo już sobota pokazała, że przynajmniej kilku zawodników ma w nosie walkę o tytuł i zrobi wszystko, aby sięgnąć po zwycięstwo. Zdobywca pole positon, Maverick Vinales, miał szansę na zostanie pierwszym zawodnikiem w historii MotoGP, który wygra wyścig na motocyklach trzech różnych producentów.

Po ten sam kamień milowy mógł sięgnąć Jack Miller, a zwycięstwo w swoim ostatnim starcie w barwach Repsol Hondy chciał wywalczyć także Marc Marquez. Dodajmy do tego jeszcze Brada Bindera i nagle okazuje się, że rozdzielenie Martina i Bagnaii przez czterech czy pięciu innych zawodników nie byłoby większym problemem.

Ostatecznie nic z tych rzeczy nie miało miejsca. Binder wyjechał poza tor, Miller zaliczył wywrotkę, Vinales nie miał tempa a Marquez został ścięty w czwartym zakręcie… przez Martina.

Bagnaia pojechał tymczasem po mistrzowsku. Wiedząc, że nie musi wygrywać, nie wikłał się w niepotrzebne pojedynki, ale zachował zimną krew i wykorzystał zamieszanie wokół siebie. W efekcie obronił tytuł w najlepszym możliwym stylu, o włos wygrywając ostatni wyścig sezonu.

Wywrotka Martina niewiele więc zmieniła, ale trzeba przyznać, że Hiszpan stracił zimną krew i to dość szybko. Po genialnym starcie niemal natychmiast zameldował się za plecami prowadzącego początkowo Pecco, ale dość wcześnie popełnił ogromny błąd w pierwszym zakręcie. Jadąc tuż za Pecco zawahał się przed atakiem na hamowaniu do jedynki, schował za plecy rywala i dał się "wessać" przez tunel aerodynamiczny za Ducati Włocha, co niemal skończyło się groźnym zderzeniem. Takie sytuacje widzieliśmy już w tym roku wielokrotnie.

Po (swoją drogą szalenie niebezpiecznym) powrocie na tor Martin widowiskowo gonił, ale gdy kręcił głową próbując wyprzedzić Vinalesa wiedziałem, że ta historia nie będzie miała happy endu. Mam wrażenie, że Jorge liczył na to, że inni zawodnicy będą zjeżdżać mu z drogi tylko dlatego, że walczy o tytuł, ale tak się nie stało.

Gdy chwilę później dość optymistycznie próbował zaatakować Marca Marqueza, ten zamknął mu drzwi przed nosem w czwartym zakręcie, po czym otrzymał potężny strzał w tylne koło i wystrzelił przez kierownicę. Obaj Hiszpanie wylądowali na deskach i w tym momencie losy tytułu były już rozstrzygnięte.

Kiedy już myśleliśmy, że w takich okolicznościach czeka nas nudna druga połowa wyścigu, na czele stawki zaczęły dziać się prawdziwe cuda. Bagnaia oddał - praktycznie bez walki - pozycję najpierw Binderowi, a następnie Millerowi. Wkrótce jednak zawodnik z RPA przestrzelił hamowanie do jedenastego zakrętu i wypadł poza podium. Następnie kilkanaście metrów wcześniej uślizg przodu zaliczył jadący po zwycięstwo Miller.

Tym sposobem Bagnaia znów znalazł się na prowadzeniu, ale za jego plecami znalazł się Di Giannantonio, który teraz mógł już bez ceregieli atakować świeżo upieczonego mistrza i mocno naciskał go do ostatnich metrów, które ja osobiście oglądałem na stojąco.

Podium uzupełnił Johann Zarco, który w piękny sposób pożegnał się z zespołem Prima Pramac, choć tuż po ceremonii podium i konferencji prasowej okazało się, że Diggia otrzymał karę za zbyt niskie ciśnienie w oponach i spadł na czwarte miejsce Na trzecią pozycję awansował więc Binder, który prosto w Walencji leci do RPA na swój ślub.

Najpierw jednak całą stawkę czekają wtorkowe testy, podczas których Marquez zadebiutuje na Ducati, a Diggia przesiądzie się na Desmosedici ekipy Valentino Rossiego. Skoro o Marquezie mowa; Tuż po starcie Hiszpan dość ostro zaatakował w trzecim zakręcie Marco Bezzecchiego, który po wyścigu nie przebierał w słowach, nazywając Marca "najbrudniej" jeżdżącym zawodnikiem w stawce. Niestety, na co zwrócił uwagę sam Włoch, realizator nie pokazał żadnych powtórek kolizji, którą sędziowie uznali za incydent wyścigowy…

Wróćmy jednak do kwestii tytułu. Czy wygrał lepszy? Bez wątpienia. Pecco po drodze popełnił co prawda w tym roku kilka błędów, ale na ostatniej prostej zachował zimną krew, a w międzyczasie zmagał się przecież z groźną kontuzją, jakiej nabawił się w Barcelonie po przejechaniu po nogach przez Bindera.

Nie będę ukrywał, że po cichu trzymałem kciuki za Martina, bo raz, że chyba każdy lubi, gdy Dawid pokonuje Goliata, a dwa cały czas czkawką odbija mi się jednak "pozatorowy incydent wyścigowy" Bagnaii z ubiegłego lata. Nie zmienia to jednak faktu, że cenię Włocha nie tylko za jego talent i ciężką pracę, ale także postępy, jakich dokonał na torze w ostatnich latach. Czas więc chyba zapomnieć o grzechach przeszłości i pokłonić się nowemu/staremu mistrzowi świata (a prywatnie bardzo sympatycznemu gościowi).

Jednocześnie odliczam już dni do wtorku, pierwszych testów i przede wszystkim przyszłorocznej rywalizacji. Rok temu Bagnaia musiał pokonać piekielnie utalentowanego Quartararo dosiadającego jednak dużo słabszego motocykla. W tym roku pokonał piekielnie utalentowanego Martina dosiadającego praktycznie identycznego motocykla.

Czy za rok będzie w stanie pokonać jedną z największych legend tego sportu, która przesiada się na równie konkurencyjną maszynę? Jeśli tego dokona, będzie mógł stanąć z nią w jednym szeregu jako jeden z najlepszych w historii motocyklowej Grand Prix.

NAS Analytics TAG

NAS Analytics TAG
Zdjęcia
NAS Analytics TAG
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ścigacz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usunięty. Uwagi przesyłane przez ten formularz są moderowane. Komentarze po dodaniu są widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadającym tematowi komentowanego artykułu. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu Ścigacz.pl lub Regulaminu Forum Ścigacz.pl komentarz zostanie usunięty.

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualności

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep Ścigacz

    motul belka 950
    NAS Analytics TAG
    na górę