tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 GP San Marino - Kevin Schwantz wspomina czarną niedzielę
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka 950
NAS Analytics TAG
motul belka 420
NAS Analytics TAG

GP San Marino - Kevin Schwantz wspomina czarną niedzielę

Autor: Michał "Mick" Fiałkowski 2007.08.30, 22:53 3 Drukuj

Czternaście lat minęło od ostatniego wyścigu Grand Prix na torze Misano i tragicznych wydarzeń, które na zawsze zmieniły oblicze „królewskiej klasy".

Losy mistrzowskiego tytułu w kategorii 500ccm w 1993 roku rozstrzygnąć miały się pomiędzy obrońcą tytułu, pochodzącym z Kalifornii Wayne'm Rainey'em, a jego teksańskim przeciwnikiem, Kevinem Schwantzem.

Rywalizacja tego amerykańskiego duetu sięgała aż 1987 roku, kiedy obaj walczyli ze sobą w mistrzostwach kraju i w złotej erze Grand Prix - przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, była synonimem wyścigów motocyklowych. Nienawidzili się niczym Valentino Rossi i Max Biaggi, walczyli zacięcie jak Kenny Roberts i Barry Sheene, i żaden z nich po prostu - jak zresztą pokazała historia - nie mógł istnieć na wyścigowej arenie bez drugiego. Choć w latach 1990-1992 Rainey zgarnął trzy mistrzowskie tytułu z rzędu, zdania kibiców na całym świecie na temat tego, który z nich był lepszy, wciąż były podzielone.

Tor Misano, na którym zawody odbyły się wówczas pod nazwą Grand Prix Włoch, był dwunastym z czternastu przystanków karuzeli Mistrzostw Świata w sezonie 1993. Co ciekawe, Grand Prix San Marino rozegrane zostało kilka miesięcy wcześniej na włoskim torze Mugello.

Walka o mistrzostwo była wyjątkowo zacięta. Choć Rainey prowadził w klasyfikacji generalnej, zarówno on jak i Schwantz wygrali po cztery wyścigi. Obaj odskoczyli rywalom i wciąż mieli realne szanse na koronę.

Niestety, ten wyścig był dla Rainey'a ostatnim. Amerykanin wyleciał z toru na wyjściu z pierwszego zakrętu i został przygnieciony swoją Yamahą. Obrażenia których doznał okazały się na tyle poważne, iż do końca życia poruszać się będzie musiał na wózku inwalidzkim.

Kevin Schwantz linię mety minął tego dnia na trzeciej pozycji, a sam tytuł kilka tygodni później wygrał ostatecznie z przewagą symbolicznych trzydziestu czterech punktów (z takim też numerem ścigał się od początku kariery) nad Rainey'em.

Piątego września 1993 roku wyścigi Grand Prix na zawsze straciły nie tylko Wayne'a, ale i Kevina, który na torze nigdy już nie był tym samym, wściekłym i szalonym Schwantzem. Dwa lata później Teksańczyk zakończył swoją motocyklową karierę.

„W sierpniu ścigaliśmy się na Donington i w Brnie, skąd w pierwszy weekend września udaliśmy się na Misano." - Kevin Schwantz wspominał podczas naszej rozmowy w trakcie Grand Prix Niemiec na torze Sachsenring. „W Donington zaliczyłem poważny wypadek i w Brnie nie doszedłem jeszcze do siebie. Na mecie byłem piąty podczas gdy Wayne wygrał. To właśnie wtedy wyprzedził mnie w klasyfikacji generalnej.

To był bardzo gorący dzień. Wayne i Luca Cadalora oderwali się od reszty stawki na samym początku wyścigu i rozpoczęli ucieczkę. Robiłem co mogłem, aby utrzymać się tuż za nim i cały czas miałem go w zasięgu wzroku. Pomyślałem sobie wtedy: „Mam nadzieję, że skończą mu się opony i będę mógł go objechać." Po Misano czekały nas już tylko dwa wyścigi, więc liczył się każdy punkt.

Pamiętam jak wchodziłem w pierwszy zakręt i zobaczyłem jak upada. Pomyślałem sobie wtedy „O mój Boże!" Pierwszy raz w życiu widziałem jak upada na moich oczach ale natychmiast skupiłem się z powrotem na wyścigu. Wiedziałem, że muszę być przynajmniej trzeci, ponieważ wówczas zrównalibyśmy się punktami w generalce przed kolejną rundą - US GP na Laguna Seca. Byłem bardzo zdziwiony, ponieważ wydawało mi się, że minęły wieki, nim zabrali go z pobocza, ale myślałem sobie „e tam, wszystko z nim na pewno w porządku". Po wyścigu, podczas konferencji powiedziano mi, że Wayne odniósł kontuzję, ale odpowiedziałem „Wiem, że to prawdziwy twardziel i zrobi wszystko, aby wrócić na tor na Lagunie, dlatego muszę wymyślić plan, jak pokonać go na jego ulubionym torze. Kilka godzin później siedziałem w swojej przyczepie i myślami byłem już w Ameryce. Nagle zobaczyłem za oknem mnóstwo dziennikarzy. Wyszedłem do nich i usłyszałem: „Wygrałeś tytuł, jesteś mistrzem!". Zapytałem o co im chodzi i wtedy usłyszałem: „Wayne ma poważną kontuzję, nie wystartuje już w tym roku i być może nigdy więcej.". Nie tak chciałem wygrać mistrzostwa i w tamtej chwili bardziej interesowało mnie co dokładnie dzieje się z Waynem, a nie z tytułem.

Gdybym mógł cofnąć czas, oddałbym mistrzostwo za zdrowie Wayne'a. Chciałbym znów się z nim ścigać, dobrze się bawić i ostro rywalizować, ale takie jest życie. Widujemy się od czasu do czasu i najważniejsze, że jest szczęśliwy. Ma wspaniałą rodzinę itd.

Pod koniec 1993 roku powiedziałem Suzuki, że nie wiem czy wystartuje ponownie w sezonie 1994. Wayne był moją motywacją. Dla nas liczyło się tylko to aby pokonać siebie nawzajem. Niekoniecznie wygrać cały wyścig, wystarczyło, że przyjechałem do mety przed nim i byłem zadowolony. Przez trzy pierwsze wyścigi sezonu 1994 moją motywacją był powrót do pełni sił po zimowym wypadku na rowerze. Później wygrałem w Japonii, Donington i myślałem, że wszystko będzie dobrze, ale tak naprawdę bez Wayne'a nie miało dla mnie znaczenia to, czy byłem pierwszy, czy ostatni. Bez niego wyścigi Grand Prix nie były już dla nie tym samym." - podsumował Mistrz Świata klasy 500ccm z 1993 roku.

W czasach w których niemal każdy wyścig połowa stawki zaczynała ze złamanymi kończynami, wypadek Wayne'a Rainey'a, wielkiego mistrza o statusie niemal nieśmiertelnego, zrobił ogromne wrażenie nie tylko na zawodnikach, najbliższych z zza kulis, ale także na milionach kibiców na całym świecie, którzy nigdy więcej nie zobaczyli już swojego idola na motocyklu. Choć Kalifornijczyk przez kilka lat prowadził swój własny zespół w klasie 500ccm, a do niedawna ścigał się w amerykańskich wyścigach „Super kart", jego życie i wyścigi Grand Prix nigdy nie będą już takie jak przed czternastoma laty. Pamiętajmy o tym w najbliższą niedzielę, gdy po tak długiej przerwie, gladiatorzy królewskiej klasy znów ustawią się na starcie na torze Misano.


NAS Analytics TAG

NAS Analytics TAG
Zdjęcia
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ścigacz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usunięty. Uwagi przesyłane przez ten formularz są moderowane. Komentarze po dodaniu są widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadającym tematowi komentowanego artykułu. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu Ścigacz.pl lub Regulaminu Forum Ścigacz.pl komentarz zostanie usunięty.

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualności

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep Ścigacz

    motul belka 950
    NAS Analytics TAG
    na górę