Ta witryna używa plików cookie. Więcej informacji o używanych przez nas plikach cookie, ich zastosowaniu
i sposobie modyfikacji akceptacji plików cookie, można znaleźć
tutaj
oraz w stopce na naszej stronie internetowej (Polityka plików cookie).
Nie pokazuj więcej tego komunikatu.
Nie rozumiem sformułowania "o zgrozo" w kontekście odstawienia motocykli na zimę i przesiadania się do komunikacji miejskiej. Czy autor sugeruje, że używanie komunikacji miejskiej jest gorsze, niż samotna jazda wielkim pickupem do pracy, i co za tym idzie - blokowanie ulic, zawalanie dróg, sprzyjanie zatorom komunikacyjnym, zastawianie wszelkich wolnych kawałków przestrzeni w poszukiwaniu miejsca parkingowego? Wydaje mi się, że im więcej ludzi będzie jeździć komunikacją, tym miasto będzie bardziej przejezdne i bezpieczniejsze dla motocyklistów. Nie spotkałam się jeszcze z autobusem, który by niespodziewanie zajechał drogę motocykliście przy lewoskręcie... Co do tolerancji pracodawców w kontekście dojazdu na motocyklu, to prezes w moim miejscu pracy od początku krzywo patrzył na mój motocykl, nie było dnia żebym nie usłyszała komentarza na temat kobiety jeżdżącej na motocyklu, jego zdaniem równało się to automatycznej katastrofie drogowej. W tym roku miałam wypadek - nie z mojej winy, kobieta wymusiła pierwszeństwo i zajechała mi drogę - spędziłam tydzień w szpitalu i miesiąc na zwolnieniu lekarskim. Po powrocie do pracy dostałam wypowiedzenie warunków umowy i zmianę stanowiska - zdegradowano mnie na pozycję zwykłego członka działu, chociaż wcześniej byłam jego kierownikiem. Teoretycznie nie jest to zabronione przez Kodeks pracy, ale moim zdaniem jest to przykład jawnej dyskryminacji...