tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Motocyklem ze Szkocji do Nepalu - jestem w Pakistanie - strona 2
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Motocyklem ze Szkocji do Nepalu - jestem w Pakistanie - strona 2

Autor: Marcin Filas 2009.01.26, 09:58 6 Drukuj

Sukkur

Odeskortowano nas do centrum Sukkur trochę szybszym tempem. Podjechaliśmy do hotelu, który został nam zarekomendowany przez zarząd hotelu w Quetta, gdzie spaliśmy ostatniej nocy.  Ja zostałem przy motocyklach, a Richard wszedł się dowiedzieć, czy mają miejsca. Jeden z policjantów wyskoczył z samochodu i pobiegł za nim. Na ramieniu wisiał AK-47. W hotelu nie było wolnych pokojów. W następnym ta sama historia. Słyszeliśmy od kilku podróżnych, że wymaga się od hotelarzy podpisania dokumentu, który znosi odpowiedzialność za nas z policji na hotel. Dlatego odmawiano nam pokojów. „Tutaj jest jeszcze jeden hotel w tej uliczce. Jedź za policją do tego, co oni wskazali. Nie zatrzymuj się. Ja postaram się ich zgubić i obadać ten hotel" - powiedział Rich. Policja zapaliła nissana, a my motocykle. Zrobiliśmy nawrotkę i ruszyli za nimi. Richard gwałtownie skręcił w wąską uliczkę i zniknął. Nissan zahamował gwałtownie i wyskoczył z niego ten sam facet z karabinem. „What he do?" - łamanym angielskim wykrzykiwał policjant. „Tylko sprawdza coś. Spokojnie" - odparłem. Policjant zaczął biec w kierunku uliczki, w która skręcił mój kolega. Czerwona Honda wyskoczyła z uliczki. „Za drogi" - krzyczał spod kasku.

NAS Analytics TAG

Nie pamiętam nazwy hotelu, ale pamiętam, że pasowała nam cena. Po kilku tysiącach kilometrów w ostatnich dniach postanowiliśmy zostać tutaj dwie noce.  Zapłaciliśmy z góry. Pokój był bardzo duży, a do łazienki wchodziło się po dwóch małych schodkach. Wyłożona kafelkami do sufitu łazienka miała prysznic i wygodną toaletę. Koniec z załatwianiem się na skoczka narciarskiego. W pomieszczeniu było tylko jedno łóżko, na wprost którego stała szafka, a na niej duży telewizor. Do wyboru mnóstwo kanałów w tym HBO, SKy MOvies, Premiere. Nie pamiętam, co oglądaliśmy tej nocy. Teraz myślę, że mogłem zapisać.

Po rozpakowaniu „bajków", prysznicu połączonego z goleniem się, praniu przyszła pora na kolacje. W mieście byliśmy atrakcją. Miejscami śledziło nas około 50 osób, które tylko wpatrywały się w nas z otwartymi ustami. Nie podejrzewam, że zapuszczało się tam dużo turystów. Niektórzy próbowali nas wyprzedzić, żeby tylko móc się odwrócić i wlepić w nas gały, wystarczająco długo, żeby się poczuć niekomfortowo. Następnego dnia odwiedziliśmy bazar, gdzie kupiliśmy tabletki na malarie i przeciwbólowe. Zjedliśmy też jakąś ostrą papkę serwowaną z wózka. W reklamówce mieliśmy też trochę warzyw i chleb na kolacje.

Sukkur leży na brzegu Indusu, najdłuższej rzeki Pakistanu i trzeciej, co do wielkości na indyjskim subkontynencie. Przez mieszkańców Pakistanu nazywana jest „linią życia". Byłoby grzechem nie zobaczyć tej rzeki. Usiedliśmy na brzegu, a nasze myśli płynęły z nurtem. Kilka osób dołączyło do nas. Widoki łamały serce. Wzdłuż lewego brzegu kilometrami ciągnęły się zabudowania biedniejszych mieszkańców, dzielących każdy metr ziemi z krowami. W błocie do kolan biegały nagie dzieci. Inne przebierały śmieci w koszach w poszukiwaniu jedzenia. Poczuliśmy się źle i bezradnie.

Sięgnęliśmy do kieszeni. Mięliśmy kilka rupi w drobnych. Zaczęliśmy je rozdzielać między dzieciaki. Te zaczęły się bić miedzy sobą starając się zgarnąć jak najwięcej dla siebie. Do dzieci dołączyli dorośli. Wiedzieliśmy, że nie ratujemy świata, ale mała iskierka w oku dziecka, które wie, że dzisiaj zje kolację, wynagrodziła nam cały dzień.

3-kołową rikszą wróciliśmy pod hotel. Naprzeciwko była myjnia samochodowa. Uzgodniliśmy mycie motocykli na 50 rupii od jednego. Kiedy pojawiliśmy się z maszynami, cena nagle skoczyła do 100! Mieliśmy tyle, ale chodziło o zasadę. Umyślimy maszyny za hotelem przy pomocy płynu do prania rozpuszczonego w wodzie. „Którędy jutro?" - zapytałem. „Pojedziemy najpierw w lewo, później w prawo na rondzie, następnie przez most na Indusie. Następnym miastem jest Multan."

Multan

Zgubiliśmy się. Wiedzieliśmy, że znajdujemy się w Multan, ale gdzieś daleko od centrum. Zdecydowanie to miejsce nie wyglądało, jak centrum, a bardziej jak plac budowy. Buldożery, dźwigi, wystające z ziemi druty zbrojeniowe, porozrzucane cegły i zaspy piasku.  Wszędzie piasek.  Richard miał opony bardziej przystosowane do takich warunków, ja cierpiałem, co chwilę będąc zmuszonym podpierać się nogami. „Ciężki drań" - pomyślałem. W końcu znaleźliśmy czarną wstążkę asfaltu prowadzącą z budowy. Motocykl zachowywał się nienaturalnie. Na każdym zakręcie uciekał mi tył. Podczas przyspieszania to samo. Użyłem irańskiego klaksonu, żeby dać znać koledze. Zatrzymałem się, zszedłem z GSa i wszystko zrobiło się jasne. Złapałem gumę. Z kapcia wystawał 8 cm gwoźdź. Opona z jednej strony już zsuwała się z koła. Jeszcze chwila i jechałbym na gołej obręczy. Na szczęście miałem zapasowe opony ze sobą.

Ściągnięcie i założenie bezdętkowej opony samemu jest bardzo ciężkie, a raczej prawie niemożliwe. Dlatego uśmiechnąłem się, kiedy zauważyłem, że znajdujemy się w dzielnicy „złotych rączek". Dookoła auto i moto warsztaty, stacje spawalniczo - hydrauliczno -konstrukcyjno - wszystkorobiące. Porozbierane motocykle i samochody stały wzdłuż ulicy. Po prawej ktoś spawał kawałek bramy, sypiąc iskrami na przechodniów. Słychać było piły tarczowe.

Podjechałem ostatnimi siłami pod mały warsztat, przed którym stało kilka skuterów. Dalej już nie mogłem. Motocykl nie dał się prowadzić. Uliczka była bardzo wąska i po kilku chwilach za mną był już prawdziwy korek. Ludzie zaczęli się denerwować.  Zabrzmiało klaksonowe staccato. Wokół nas zaczął zbierać się tłum. Przesunęliśmy motocykl jak najbliżej ściany, żeby umożliwić innym przejazd. Właściciel warsztatu wzruszył tylko ramionami, kiedy pokazaliśmy mu problem. Albo nie umiał albo nie chciał. Ja znowu uparłem się, że nie chcę mieć zmienianej opony z użyciem lewarków. Aluminiowe obręcze łatwo można zniszczyć. Musimy znaleźć maszynę. Inny mężczyzna, który pracował w tym warsztacie, wytłumaczył nam, że jest jeden warsztat z taką maszyna. „On wam pomoże" - stwierdził.

Wypatrzyliśmy dużego pickupa jakieś 100 metrów od nas. Po chwili przy pomocy kilkunastu miejscowych wrzuciliśmy moje BMW na pakę. W powietrzu uniosły się krzyki i oklaski. Każdy wydawał się być szczęśliwy z osiągnięcia. Kierowca jechał bardzo wolno, a ja siedziałem na motocyklu zaciskając przedni hamulec i podpierając się nogami o burty. W ten sposób dojechaliśmy do warsztatu. Piękna czerwona maszyna stała zaraz przy wejściu. Zapłaciliśmy kierowcy 200 rupi (około 3 dolarów). Prawdopodobnie ta sama ilość ludzi pomogła nam ściągnąć motocykl z paki.

Podszedłem do właściciela, żeby pogadać o wymianie. Zgodził się pod warunkiem, że ja sam ściągnę kolo. Zabrałem się za robotę. Przypatrywało mi się kilkadziesiąt osób. Czułem się, jak w cyrku. Każdy mój ruch, każda czynność była obserwowana z otwartymi ustami. Nie miałem możliwości wstać czy nawet obrócić się bez odbicia się czyjeś kolano. Mimo słonecznej pogody miałem mało światła. Poprosiłem o trochę miejsca i odgoniłem parę osób ręką. Chwila spokoju. Za 2 minuty to samo. Wstałem ponownie i na siłę rekami odpychałem od siebie ludzi. Nie wywarło to żadnego wrażenia, gdyż po chwili miałem znów ten problem. Nie zostawią mnie w spokoju pomyślałem. Przy drodze zatrzymywały się taksówki i autobusy żeby popatrzeć na mnie.  Nie minęło 5 minut, jak cale skrzyżowanie było zablokowane. Richard nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

Zdjąłem koło i oddałem je mechanikowi. Ten złapał za dwa lewarki zaczął się przymierzać do opony. Poprosiłem po raz kolejny o użycie maszyny. Mechanik nie zrozumiał. Wskazałem na maszynę. On na to, że nigdy jej nie używał i poza tym jest zepsuta. „Chyba żartujesz?" - spytałem z niedowierzaniem. „Nie ma problemu" - powiedział mechanik i krzyknął coś do młodego mężczyzny, który z nim pracował. Ten wziął koło pod jedna pachę, a nową oponę pod drugą. Wsiadł na skuter prowadzony przez innego chłopca i odjechali. „Czy użyją maszyny? Czy wiedzą, że to radialna opona?" - Zapytałem kolegi.

Kiedy Richard szukał dla nas hotelu, ja delektowałem się herbatnikami i herbatą zaproponowaną przez szefa warsztatu. Jego angielski był bardzo słaby, ale udało nam się o paru sprawach pogadać. Po 20 minutach nadjechał skuter i zeskoczył z niego chłopak z kołem w ręce. Świeża opona była założona poprawnie, a obręcz nieuszkodzona. Ulżyło mi. Kiedy zacząłem zakładać z powrotem koło, zaczęły się powtórnie zbierać tłumy. Ludzie otoczyli mnie ciasnym kręgiem. Znowu musiałem się rozpychać, żeby cokolwiek dojrzeć. Nadjechała Policja. Podeszło do mnie dwóch mundurowych i poprosiło, żebym opuścił to miejsce, ponieważ powoduję nielegalne zbiorowisko, które jest łatwym celem ataku bombowego! Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że może obok mnie eksplodować bomba. Że może to być mój ostatni postój. Trochę się przestraszyłem i resztkami zimnej krwi wytłumaczyłem, że jak tylko założę koło, to już mnie nie ma. Poprosiłem również o przegonienie widowni, żebym mógł zrobić to szybciej. Policja zaczęła się wydzierać i wymachiwać kijami. Ludzie powoli zaczęli się rozchodzić. Wrócił Richard. Znalazł dwa hotele. Jeden był dla nas za drogi, inny tani, ale okropny, lecz z miejscem na motocykle. „Wiesz, ja potrzebuję tylko łóżka i kubła z wodą. Jestem wykończony." - Wyrzuciłem z siebie. Zapłaciłem mechanikowi 150 rupi, a chłopakowi 50. Wszyscy ewidentnie zadowoleni podaliśmy sobie dłonie.

Do hotelu dotarliśmy już po zmroku. Drogi ponownie stały się niebezpieczne. Nieoświetlone ulice, samochody bez świateł, dziury, bardzo śliski asfalt. Musiałem też trochę uważać na nowa oponę. Hotel był wstrętny. Pokoje brudne. Łóżka wyglądały w miarę ok, ale i tak wybraliśmy spanie w naszych śpiworach. Prysznic nie miał ciśnienia. Największym problemem jednak była lokalizacja pokoju. Okna, a właściwie płyta pilśniowa z wyciętymi otworami, wychodziły na bardzo ruchliwą ulicę. Nawet moje zatyczki do uszu nie do końca tłumiły hałasy. Nie spaliśmy za dobrze. Nazajutrz opuściliśmy Multan i odjechali w kierunku Lahore. Poprzedniego dnia zepsułem okulary, więc musiałem kupić nowe. Na małym straganie przy wyjeździe z miasta kupiłem brązowe Hugo Boss za $2.

w strone Quetta
Riche
sensacja
spory kawalek do Quetty
szukamy drogi
te ciezarowki stanowia spore zagrozenie
tlumy przy wymianie kola
ulica Sukkur
znowu w drodze
w drodze do Multan
wymiana opony
uliczki w Sukkur
Sukkur
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG

Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarze
Autor: r3pr3z3nt 27/01/2009 13:20

@ Marcin Marcin, dzięki za namiar - odezwę się jak tylko będziesz miał chwilę czasu, najprawdopodobniej po szczęśliwym i bezpiecznym dotarciu do celu, czego Ci naprawdę szczerze życzę :) Wyczekuję kolejnych sprawozdań i pozdrawiam! @ Adam Z mojej strony nie chodziło mi o złośliwości, natomiast relację Marcina przeczytałem na chwilę przed wywiadami z Waszą trójką... Nie oszukujmy się - różnica w charakterze wyprawy jest kolosalna i stąd ten uśmieszek, kiedy je obie zestawić... Być może, że rzeczywiście nie rozumiem charakteru waszej wycieczki [wydaje mi się, że to PR-owska promocja marki Suzuki i modelu Intruder, łączona z promocją sieci Play, z boksem i motocyklami w tle...], natomiast zdaję sobie sprawę, że z Waszego punktu widzenia chodzi tylko o nową przygodę i tylko to się liczy. No i fajnie! :) I tego Wam odrobinę zazdroszczę - chciałbym kiedyś przejechać Stany na porządnym cruiserze, nie martwiąc się zbytnio o finanse, pracę itd. No, może tylko wybrałbym inną trasę [chciałbym kiedyś zobaczyć Alaskę...]. Natomiast, kiedy czytam o wzruszeniach Marcina podczas podróży, kiedy to ludzie okazują mu tyle życzliwości, kiedy to widzi największe zagłębia biedy i dzieli się z dzieciakami swoim własnym groszem, a potem czytam, jak Twój kolega chwali się głupimi 300 dolarami, które udało mu się zarobić wykorzystując pewnie słabą sytuację ubezpieczeniową sprawcy kolizji [terrorystami w USA można nazwać raczej firmy ubezpieczeniowe], który pisze potem coś o zabawie w klubach [niekoniecznie bokserskich]... No cóż, zupełnie inne podejście do życia i ludzi, stąd też ten uśmiech... Natomiast co bym nie pisał, sprawozdania z Waszej wyprawy też będę czytał [o ile takowe się pojawią], bo w tym wszystkim najbardziej liczy się przygoda, nowe doświadczenia i zwiedzanie świata. Serdeczne pozdrowienia dla całej trójki i życzenia bezpiecznego przejazdu przez USA! C.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ścigacz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usunięty. Uwagi przesyłane przez ten formularz są moderowane. Komentarze po dodaniu są widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadającym tematowi komentowanego artykułu. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu Ścigacz.pl lub Regulaminu Forum Ścigacz.pl komentarz zostanie usunięty.

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualności

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep Ścigacz

    na górę