Wroc³aw Motorcycle Show 2024. To ju¿ dwunasta edycja, i wiecie co? Na trzynast± te¿ pójdê. Ju¿ wyja¶niam, dlaczego
Wrocław Motorcycle Show to wydarzenie, które może nie ma rozmachu targów w podwarszawskim Nadarzynie, ale za to może się spodobać za sprawą kameralności i klimatu motocyklowego pikniku skupiającego osoby, które żyją, myślą i oddychają motocyklami.
To była już dwunasta edycja WMS. "Show" w nazwie nie jest przypadkowe. To nie są targi motocyklowe, a święto motocyklizmu, natomiast przemiana potężnego i surowego gmachu Hali Stulecia w miejsce przypominające raczej warsztat motocyklowy lub garaż, w którym można spotkać się z paczką zmotoryzowanych przyjaciół, to zaiste jest magia. Magia dwóch kół i organizatorów, którzy co roku potrafią dokonać tej przemiany.
Skupienie całego motocyklowego żywiołu w jednej przestrzeni ma swoje plusy i minusy, ale do plusów na pewno zaliczam fakt, że wszędzie jest blisko, natomiast otwarte strefy poszczególnych marek sprawiają, że wystawcy i goście targów mieszają się ze sobą. Ktoś właśnie wsiada na motocykl, ktoś inny sprawdza zawieszenie kolejnej maszyny, a przedstawiciel marki opowiada o zaletach kolejnego motocykla. Po prostu "wszystko wszędzie naraz".
Nie odejdziesz daleko od motocykli, bo za bardzo nie ma gdzie, ale przecież tu każdy jest po to, żeby być blisko motocykli! Do tego ciągle natykasz się na kogoś znajomego, ktoś poklepuje Cię po plecach, za chwilę zderzasz się z innym, dawno niewidzianym kolegą. Być może piszę to z perspektywy osoby, która na większości WSM po prostu była, ale bez wątpienia cechą wrocławskiego wydarzenia, którą cenię najbardziej, jest powyższa, niepowtarzalna atmosfera.
Do tego cały czas coś się dzieje. Kiedy przelatywałem ze stoiska Triumpha obok motocykli Indiana, gdzie zresztą wypatrzyłem niesamowity czerwony wariant Indiana Sport Chiefa w specjalnej cenie na WMS XII, na centralnej scenie dostrzegłem Anię Jackowską, która samotnie objechała motocyklem m.in. Afrykę, Japonię i Australię. Ania akurat opowiadała ultra ciekawą historię, ale wokół działo się tyle rzeczy, że w tym momencie właściwie nie miała audytorium. Zatrzymałem się i chłonąłem tę chwilę, bo to jest możliwe tylko we Wrocławiu podczas tej jednej imprezy w roku. Po prostu tyle się dzieje, że ciężko jest wybrać, co chcesz akurat robić. Sam też musiałem już lecieć, bo zaraz miał się rozpocząć pokaz Stuntera13.
Być może specyfika Wrocławia jest taka, a nie inna również dlatego, że niegdyś WMS to była impreza trzydniowa. Jestem pewien, że zamknięcie całego wydarzenia w dwóch dniach wyszło Motorcycle Show na dobre. Zobaczcie zresztą sobotni plan WMS XII. To program z jednego dnia i naprawdę było co robić od pierwszej do ostatniej minuty! Na wrocławskiej imprezie po prostu nie sposób się nudzić.
Piszę to wszystko jeszcze na gorąco, ale przecież chcę Wam głównie opowiedzieć o motocyklach, na przykład pewnym dwucylindrowym modelu o pojemności 500 cm3, na którym można przejechać 1000 kilometrów bez tankowania! Niemożliwe? O tym motocyklu, i innych ciekawostkach WMS 2024, już wkrótce.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze