Ta witryna używa plików cookie. Więcej informacji o używanych przez nas plikach cookie, ich zastosowaniu
i sposobie modyfikacji akceptacji plików cookie, można znaleźć
tutaj
oraz w stopce na naszej stronie internetowej (Polityka plików cookie).
Nie pokazuj więcej tego komunikatu.
W dniu dzisiejszym byłam świadkiem zdawania egzaminu na motocykl na Słowacji (państwo członkowskie UE), wszystko wg standardów unijnych itd itp. Teraz uwaga, opiszę dokładnie jak to wyglądało: 1. test - polak czytając test, nawet nie znając języka - powinien go zdać bez większych problemów; 2. plac manewrowy - slalom, ósemka, przejechanie między liniami plus pokazanie że umie się motocykl pchać... Ósemka jest około 1/2 większa niż u nas (zdawałam 3 lata temu, więc jakieś porównanie mam), brak krawędzi wewnętrznych w tej ósemce... slalom i jakieś linie, śmiech na sali. 3 - miasto - wyjeżdża się z instruktorem w roli plecaka, egzaminator jedzie w samochodzie lub ciężarówce, w zależności kogo jeszcze egzaminuje i objeżdża się miasto w jakieś 7 minut.... Dodatkowe informacje - egzamin przeprowadzają policjanci, pod okiem instruktora, ogólnie trzeba się bardzo namęczyć żeby nie zdać. Chłopak dziś na placu zaliczył nawet wywrotkę i zdał, dziewczyna przejechała przez linię - zdała.... N/C Patrząc na to wszystko i porównując kulturę panującą na drogach słowackich oraz traktowanie motocyklistów, jakoś nie mogę się oprzeć dziwnemu wrażeniu, że w Polsce to wszystko jest jakoś źle, opacznie i jakby przeciwko ludziom... Niezwykle przykre.