Nie przepadam za bardzo za jazdą w grupie i różnego rodzaju spotkaniami, choć w teorii powinienem to lubić. Wyjątkiem były spoty poznańskiego klubu Vespy, bo tam czułem, że wszyscy mamy podobne podejście do życia i jazdy. Dlatego z pewną rezerwą podszedłem do tego wyjazdu i zapewnień, że będziemy jechać wręcz przepisowym tempem. Na szczęście okazało się, że organizatorzy nie rzucali słów na wiatr.
Nie było pędzenia na złamanie karku, nie było żadnych głupich (czyt. niebezpiecznych) zachowań ze strony innych uczestników, ale mimo wszystko było czuć ducha przygody. Modyfikowanie tras przez niezaplanowane objazdy, kilkadziesiąt kilometrów błądzenia drugiego dnia – nikt nie miał tego nikomu za złe, a do ogniska zasiadaliśmy w świetnych humorach.
Zdjęcia: Michał Farbiszewski
Galeria pochodzi z artykułu:
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze