Ta witryna używa plików cookie. Więcej informacji o używanych przez nas plikach cookie, ich zastosowaniu
i sposobie modyfikacji akceptacji plików cookie, można znaleźć
tutaj
oraz w stopce na naszej stronie internetowej (Polityka plików cookie).
Nie pokazuj więcej tego komunikatu.
To co piszesz, to niebezpieczna półprawda. Dlaczego niebezpieczna? Bo prawdziwa połowa może tworzyć złudzenie, że nieprawda jest prawdą. Prawdą jest, że każdy musi sam się nauczyć, bo nikt nie zrobi tego za ciebie. Godzin treningu, zmęczenia, pracy, analizy błędów nie da sie niczym zastąpić. Ale "przesuwanie granicy dalej" i sprawdzenia kiedy się przewrócisz to katastrofalnie błędne myślenie. Autor nie rozpisuje sie tutaj szczegółowo, ale w przytoczonej książce wyjaśnia punkt po punkcie jak właściwa technika zapobiega błędom skutkującym glebą. Jak prawidłowe kontrolowanie motocykla i siebie samego przesuwa moment w którym dochodzisz do limitu swojego i motocykla. Tłumaczy jak odczytywać w którym momencie kończy się przyczepność. Prawidłowa technika (to jest coś wyuczonego, Ścigacz pisał o tym niedawno opisując przygotowania jakiegoś nastolatka w Hiszpanii) daje kontrolę, także nad uślizgami. Oczywiście zawsze można zaliczyć glebę, a gdy sie człowiek ściga, to pewnie musi się ona pojawić. Ale ja uczę ludzi jazdy na nartach i widzę na stoku jaka przepaść dzieli tych, którzy uczą sie sami i "przesuwają limity" i tych którzy poszli do porządnej szkółki i zostali porządnie nauczeni (najlepiej za młodu :)). Niestety wielu wierzy w ludowe porzekadła, ze jak się nie wywrócisz to się nie nauczysz, a potem więzadła do roboty. Myślę, że jest to aktualne dla każdego rodzaju sportu i aktywności bardziej zaawansowanej niż spacerowanie.