Ścigacz.pl

Czy czeka nas rewolucja w przepisach związanych z odbieraniem prawa jazdy za przekroczenie prędkości na obszarze zabudowanym o 50 km/h i więcej? Pierwszy prezes Sądu Najwyższego domaga się zbadania, czy są one zgodne z konstytucją.

Jak informuje Rzeczpospolita, Małgorzata Manowska złożyła wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie obecnie obowiązujących przepisów. Chodzi przede wszystkim o odbieranie praw jazdy na trzy miesiące na podstawie wskazań z pomiarów wykonanych ręcznymi radarami. Ostatecznie wynika z tego, że wyłącznym dowodem na przekroczenie przez kierującego dopuszczalnej prędkości jest informacja przekazana przez funkcjonariuszy.

To właśnie ten fakt jest według Małgorzaty Manowskiej niezgodny z konstytucją, ponieważ kierujący nie ma możliwości ochrony swoich praw i z automatu ma odbierane prawo jazdy. Kierowcy oczywiście często zaskarżają decyzje policjantów, ale zazwyczaj sama procedura odwoławcza trwa na tyle długo, że do czasu rozwiązania sprawy mijają trzy miesiące i więcej.

W swoim wniosku I prezes Sądu Najwyższego napisała: "W rzeczywistości o treści decyzji o zatrzymaniu prawa jazdy oraz orzeczeń wojewódzkiego sądu administracyjnego i Naczelnego Sądu Administracyjnego, o ile osoba, której zostało zatrzymane prawo jazdy uruchomiła procedurę odwoławczą, decyduje organ kontroli ruchu drogowego, skoro jego stwierdzenie o kierowaniu pojazdem z przekroczeniem dopuszczalnej prędkości o więcej niż 50 km/h na obszarze zabudowanym lub przekroczenie dopuszczalnej liczby przewożonych osób, nie podlega żadnej weryfikacji."

Zwrócenie uwagi na problem odbierania praw jazdy na podstawie ręcznych pomiarów prędkości z pewnością ucieszy przede wszystkim tych kierowców, którzy zostali ukarani na podstawie błędnych pomiarów, a tych w skali kraju jest całkiem sporo, ponieważ często słyszy się historie o pomiarach wykonanych niezgodnie z instrukcją użytkowania "suszarki".