Wypadek motocyklowy za granicą. Maciek złamał obojczyk w Portugalii. To początek jego problemów
Dzisiaj chcemy podzielić się z Wami pewną historią, która dotyczy wyjazdów na zagraniczne tory oraz ewentualnych problemów, jeśli dojdzie do jakiegoś zdarzenia, w którym zostaniecie poszkodowani. Tak właśnie się stało w przypadku Maćka [pełne dane do wiadomości redakcji], który na torze wyścigowym w mieście Portimão w Portugalii uległ groźnemu wypadkowi.
Przede wszystkim zaznaczamy, że prezentujemy wersję poszkodowanego. Obecnie czekamy na dalszy bieg tej sprawy. Przesłaliśmy również zapytanie do PZU odnośnie do okoliczności zdarzenia. Poniższą relację prezentujemy w oryginalnej formie, dostosowanej jedynie do zasad pisowni i układu teksu na naszym portalu.
Miniony weekend na torze w Portimao okazał się troszkę pechowy. Obiekt oczywiście petarda, ale zakończyło się złamanym obojczykiem. Po przewiezieniu do pobliskiego szpitala miły i pomocny personel, aczkolwiek czas oczekiwania nieco wydłużony. Okazało się, że potrzebna jest natychmiastowa operacja. Polisa zawarta w PZU, oczywiście full ubezpieczenie [polisa PZU Wojażer - przyp. red.] I teraz zaczyna się batalia i walka.
Według przesłanego raportu i zdjęć RTG do ubezpieczalni, po oczekiwaniu przez dwadzieścia godzin w szpitalu PZU stwierdziło, że operacja nie jest potrzebna! UWAGA! I proponują transport ambulansem… 3600 kilometrów. Żenada. Oczywiście odmowa i czekam dalej. Po kolejnych dwóch godzinach proponują samolot z przesiadką we Frankfurcie, co było kolejnym żartem.
Szpital bez gwarancji płatności operować nie chciał, a PZU dalej stało przy swojej opinii, że nie trzeba operować. Po trzydziestu godzinach w szpitalu doszedłem do wniosku, żeby wrócić samolotem do Polski — lotem bezpośrednim z Malagi. PZU miało zorganizować ten lot i szybko operować. Przelot nie był wskazany przez lekarza.
W drodze do Malagi otrzymałem telefon z PZU, że jednak stwierdzili złamany obojczyk z przemieszczeniem oraz naruszeniem skóry i nie jestem zdatny do podróży lotniczej. Trzeba operować, wskazali szpital w Maladze i mnie tam skierowali. Dziś środa jest i czekam na decyzje ze złamanym obojczykiem. Historia nieco skrócona, ale chciałem was ostrzec przed tą wspaniałą firmą ubezpieczeniową.
Maciek wciąż czeka na decyzję PZU, ponieważ ubezpieczyciel twierdzi, że szpital w Maladze nie przesłał… kosztów operacji. Z kolei szpital oczekuje na gwarancję płatności ze strony PZU. W praktyce nic się nie dzieje, a poszkodowany pozostaje w stanie zawieszenia po bardzo poważnym wypadku. Ulgę przynoszą mu jedynie silne środki przeciwbólowe.
Czy tak powinna wyglądać ochrona ubezpieczonej osoby? Zdumiewające są nie tylko dziwne plany dotyczące transportu ambulansem przez pół Europy, ale również dyskusje o pieniądzach. Te sprawy załatwia się przecież po udzieleniu pomocy poszkodowanemu. Przypominam, że mówimy o złamaniu obojczyka z przemieszczeniem.
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarzePZU wojażer to parodia ubezpieczenia. Mi np. nie chcieli zwrócić za uszkodzona kamerę. Najpierw kilka tygodni musiałem udowadniać, że w ogóle byłem za granicą (!), a ostatecznie PZU stwierdziło, że...
OdpowiedzTroche dziwna historia. A poszkodowany nie miał karty EKUZ? W końcu Portugalia jest w EU i powinni tam też honorować polskie ubezpieczenie z ZUS. Z drugiej strony zachowanie obsługi PZU też mało ...
Odpowiedz