Śmiertelny wypadek w czasie kursu na kategorię A wywołuje burzę
Wczoraj w Lublinie w czasie prowadzonego kursu na kategorię prawda jazdy A doszło do wypadku, w którym śmierć poniósł szkolony uczeń. Wydarzenie smutne i zupełnie niepotrzebne. Z opisu samego wypadku wynika, że kursant który wyjeździł już sporo godzin jechał w miarę poprawnie, komunikował się z instruktorem i nagle bez zapowiedzi zaparkował w tyle samochodu osobowego. Widok samochodu pozwala przypuszczać, że prędkość w chwili zderzania była… bardzo duża. Początkowo odnotowałem ten fakt z ogromnym ubolewaniem, lecz szybko moją uwagę zwróciła żywiołowość i zapalczywość, która pojawiła się w sieci pod tym wydarzeniem. Dlaczego? Ponieważ pokazuje jak bardzo odjechaliśmy jako społeczeństwo od zdrowego rozsądku i jak bardzo opiekuńczym krajem się stajemy.
Szpecjaliści
To co mnie zaskoczyło jako pierwsze (choć w polskich realiach trudno mówić o kompletnym zaskoczeniu) to wysyp eksperckich opinii rozkładających na atomy prawdopodobne przyczyny tego wypadku. Motocykl z pewnością był za duży (Gladius), prawo w Polsce dotyczące szkoleń motocyklowych mamy kompletnie do bani, instruktorzy są słabi, asfalt nierówny, samochody za twarde, klimat za zimny.
Tak sobie myślę – skąd Ci ludzie wiedzą co tam się stało? Czy byli tam na miejscu, gdy doszło do wypadku? Ja nie byłem i nie wiem. Jak życie uczy przyczyn wypadku może być bardzo dużo, mogą być one szalenie skomplikowane i kryć w sobie takie detale jak to, że kierującego uwierał pasek od kasku i ten postanowił poprawić go w tym jednym, najgorszym możliwym momencie. Da mi ktoś na piśmie że tak właśnie nie było?
32-latek który zginął w wypadku jechał swoją 16 godzinę kursu na kategorię A. Jeśli nie potrafił zapanować nad motocyklem po 16 godzinach jazdy (gdy ja robiłem kurs jeździło się tylko 10h), to może po prostu motocykl nie był dla niego? Podpowiem, że pełny kurs pilotażu samolotów typu Ultralight obejmuje 20 godzin w powietrzu. Po takim czasie za sterami uczeń powinien umieć (i najczęściej potarfi) latać samolotem! Może zatem facet po prostu nie nadawał się do jazdy jednośladem? Może w przypadku tej konkretnej osoby przygoda z motocyklami musiała się zakończyć w ten sposób? Tego nigdy się nie dowiemy i nikt się nad tym jakoś specjalnie nie zastanawia. Lepiej dać upust frustracjom i się pomądrzyć.
Pieczątka dobra na wszystko
Mam znajomego instruktora nauki jazdy. Twierdzi on, że lekiem na całe zło – na złe prawo, na kiepskich instruktorów, na bezmyślnych uczniów, na nierówny asfalt i na zbyt twarde samochody są pieczątki. Dużo pieczątek. W każdym możliwym kolorze i dotyczące absolutnie wszystkiego. Do tego pozwolenia, zezwolenia, upoważnienia, certyfikaty, zaświadczenia, licencje, decyzje, badania, postanowienia itd. Obstawiam że szkoła, której uczeń wczoraj zabił się na ulicy, działa w 100% zgodnie z prawem. Że mają wszystkie różnokolorowe pieczątki, pozwolenia, zezwolenia, upoważnienia, certyfikaty, zaświadczenia, licencje, decyzje i badania. Nie sądzę też, aby instruktor wyjeżdżający na miasto z uczniem, nie miał swojej instruktorskiej czerwonej książeczki. No i co? No i nic. Kursant nie żyje.
Niestety to nie pieczątki decydują o jakości szkolenia. Decydują o nim ludzie (instruktorzy ale też uczniowie!), szkoła jako organizacja i… zdrowy rozsądek. W Warszawie znam 2-3 szkoły motocyklowe, które polecam znajomym (nomen omen jedną z nich jest szkoła mojego znajomego miłośnika pieczątek i pozwoleń). Nie wysyłam tam jednak ludzi dlatego, że szkoły te mają wszystkie potrzebne papiery, ale dlatego, że wiem, że dobrze uczą.
Przyzwyczailiśmy się do umierania na chorobę wieńcową
Ostatnie lata dobrobytu mocno nas rozpieściły. Wcale nie chodzi o to, że mamy więcej jedzenia wokół siebie i trochę się jako społeczeństwo zaokrągliliśmy. Chodzi mi bardziej o to, że normą jest dziś branie kredytów na 30-40 lat. Zakładamy że bezpiecznie będziemy żyli do późnej starości, aż do chwili gdy z kartotek ZUSu skreśli nas choroba wieńcowa. Ostatnio co prawda trochę poczuliśmy lekki dyskomfort w tym temacie po wydarzeniach za nasza wschodnią granicą, ale co do zasady, zakładamy, że nic nam się nie stanie. Pokolenia dziś żyjące w Polsce nie pamiętają żadnych wojen, plag (polityków nie liczę), epidemii, katastrof naturalnych o rozmiarach biblijnych. Im zamożniejsze społeczeństwa, tym poczucie nienaruszalności bytu jest silniejsze. To oczywiście dobrze, bo zaczęliśmy cenić i szanować zdrowie i życie. Nie zapominajmy jednak, że bywa ono kruche.
Tak się jednak składa podejmowanie się nowych wyzwań zawsze będzie wiązało się z ryzykiem. To nie jest tak jak w Call of Duty, że nawet jeśli ktoś cię zastrzeli, to po zakończonej rundzie wracasz do gry. Oczywiście nie musimy dziś liczyć na taki łut szczęścia jak Charles Lindbergh pokonujący bez GPSu Atlantyk, albo Robert Peary zdobywający Biegun Północny. Niemniej jednak każda forma aktywności wykraczająca poza siedzenie przed telewizorem niesie ze sobą ryzyko. Ludzie zabijają się jeżdżąc na nartach, nurkując, żeglując, chodząc po górach.
Wyluzujmy
Wypadałoby tutaj jeszcze ponarzekać na prawo, na szkoły, na jakość trenerów, na to że u nas wszystko po kosztach i kursanci chcieliby wszystko jak najtaniej. To oczywiście w dużej mierze prawda, ale złość mnie bierze, gdy zapominamy jak duży postęp w jakości szkolenia ostatnio nastąpił. Wiele komentarzy pod newsami w tej sprawie mówi otwarcie, że taki jest właśnie standard szkolenia w Polsce. Ja na kursie swoim kursie na motocykl, blisko 20 lat temu, na obskurnym placu krążyłem 10h rozpadającą się WSKą 175. Kurs polegał na tym, że jeździłem po placu robiąc to, co uznałem za stosowne. Dziś w okolicy mam szkoły, gdzie ludzie uczeni są na porządnych motocyklach, w cywilizowany sposób, a instruktorzy wiedzą co robią. W mojej ocenie to gigantyczny postęp i z czasem będzie pewnie jeszcze lepiej. Zmiany, w tym także te na lepsze, wymagają czasu i dzieją się w jednej chwili.
Nie róbmy zatem afery przy okazji jednego wypadku, którego przyczyn tak naprawdę do końca nie znamy, szczególnie że co roku w Polsce szkolenie motocyklowe przechodzi wiele tysięcy osób. I zaakceptujmy to, że świat w którym żyjemy jest niedoskonały, a my jesteśmy śmiertelni. Przecież ostatecznie nikt nie każe nam siadać na motocykle…
Komentarze 44
Pokaż wszystkie komentarzeWielu z przedmówców winą za wypadek obarcza motocykl, rzekomo zbyt duży i zbyt mocny. Ludzie,BEZ JAJ !!! Przecież Gladius to zaledwie 72 konna pierdziawka z 64 Nm silniczkiem. Wszak poszkodowany ...
OdpowiedzNajwyraźniej nie wiesz o czym piszesz. Jeżli Gladius zachowuje się podobnie jak SV650 którą sam posiadam i która ma ten sam silnik (i te same parametry), która przyspiesza w 3,6s do setki, idzie na gumę bez żadnych sztuczek czy strzałów ze sprzęgła i blokuje tylne koło przy ciut zbyt szybkim odjeciu gazu to rzeczywiście Gladius może nie być najlepszym motocyklem do nauki.
OdpowiedzMylisz się kolego to nie tylko ale aż 72 konie! Jeżdżę no moto od szkraba czyli 25 lat począwszy od rometa i pamiętam w wieku 15 lat swoja pierwszą jazdę na ETZ 250 jak na trzecim biegu odkręciłem manetkę i pociągło mnie do tyłu a manetki nie miałem jak zluzować bo się trzymałem palcami i dopiero po "odcięciu " opanowałem moto, ale z takim skutkiem że pół dnia nogi mi się trzęsły, od tamtej pory zawsze mam respekt do każdej maszyny a to tylko było 21 koni. Kursant nie umiał jeździć a dostał takiego potwora i to są skutki.
OdpowiedzKolego, nie bagatelizuję mocy motocykla niemniej biorę pod uwagę ,,zapobiegliwość'' naszego rządu który wymyślił stopniowane zależnie od wieku PJ. W tym wypadku pechowy kursant po zdaniu egzaminu mógłby od razu nabyć najmocniejszą maszynę. Nie wiek powinien być wytyczną uprawiającą do jazdy na moto o danej mocy lecz praktyka i liczba przejechanych km na mniejszych maszynach. W tym wypadku mamy do czynienia od razu z pechowcem który od razu na kursie dostał za mocne moto i zginął...
OdpowiedzMoim zdaniem zdaniem na kursie i egzaminie powinny być jednak słabsze maszyny. To co kupisz po zdaniu prawa jazdy to już twoja sprawa, twoja odpowiedzialność. Ale na kursie powinien być taki sprzęt, żeby kursant potrafił go ogarnąć i nauczył się korzystać z pełnego zakresu obrotów. Co z tego że dadzą mu mocny motocykl jeśli na kursie nie przekroczy 50kmh i co za tym idzie będzie jeździł może do 4 biegu i 3-4tys obrotów.
OdpowiedzNie jest jego problem, tylko nas wszystkich. Jak sie nauczy ogarniac Vke Gladiusa do 4tys to bedzie umiał znacznie wiecej niz gdyby ciagnal do odciecia tyrana 20 lat YBRke. Zreszta nikt nie kaze zaczynac od nielimitowanej kategorii A! Na A1 dzieje sie dokladnie to co mowisz. Poza tym nawet na samym egzaminie lecisz trasami z conajmniej 70tka i zdziwilbys sie jak zap***** tymi gladiusami kursanci po slalomie :) Przeciez ten wypadek to nie jest 1 gosc na 100, ta droga przeszly juz tysiace. Juz pomijam fakt, ze lepszym startem do kolejnej maszyny jest umiejetnosc ogarniania ciezkiego motocykla do srednich obrotow, niz zylowanie 120kg 150tki.
OdpowiedzJa po kursie od razu siadłem z "L" YBR 250 na YAMAHE XVS1300A, ponad 300 kg - jeżdżę już 3ci sezon i przejechałem nią kilkanaście tyś km i jakoś żyję. Jeżeli ktoś ma zamiast mózgu kalafior to i na skuterze się zabije. Oczywiście wypadki się zdarzają i jeszcze nie wiadomo czy wogóle była jakaś wina kursanta.
OdpowiedzLudziska wyluzujcie, motocykl obok wściekłej teściowej i wzrastającej szansy na syfa jest kolejną niebezpieczną rzeczą jaką możemy mieć w życiu. Kto chce żyć wiecznie nie powinien wsiadać na ten ...
OdpowiedzSam sobie przeczysz. Kiedyś nie było takiego sprzętu jak dzisiaj i to co jeździło po drogach miało nie wielką moc. I na kursie jeździło się tym samym. To że dzisiaj za niewielkie pieniądze można kupić maszynę, która ma ponad 100km i 3,5s do setki to nie oznacza, że na takiej trzeba się uczyć na kursie. Wybór motocykla to już kwestia rozsądku przyszłego kierowcy. Na kursie ustawodawca powinien pomyśleć za niego i dać taki motocykl, który ogarnie i nauczy się dobrze wykorzystywać w pełnym zakresie obrotów.
OdpowiedzChyba wiem co mogło się stać! Mój Instruktor wbijał mi jak mantrę do głowy "Pamiętaj jak naciskasz hamulec przedni, nie dodawaj jednocześnie gazu, zwłaszcza na silnym motocyklu". Jeśli miał zapiętą...
Odpowiedznie ma co dorabiac kosmicznej teorii, opcji jest mnostwo, najprostsza, dziura lub za duzo gazy, gosc leci do tylu przytrzymujac sie manetki odkrecajac ja jeszcze bardziej, az do najblizszej przeszkody. Na poczatku mialem kilka podobnych akcji na placu, zlozenie kilku takich czynnikow i wypadek gotowyt, skoro dopiero pierwszy to system nie jest taki zly.
OdpowiedzA kto dodaje gazu hamując? Chyba tylko kierowcy wyścigowi żeby utrzymać obroty na wyjściu z zakrętu.
OdpowiedzLaik mimowolnie, ściągając dwoma palcami klamkę hamulca, manetką kręci się w dół. Zaobserwowane na kursie, egzaminach, etc. Druga bajka to przegazówka przy redukcji, niektórzy instruktorzy wkopują to w standardowy kurs, może i bezpieczniej dla skrzyni, ale to nie jest niezbędna wiedza do opanowania podstaw jazdy motocyklem. Gladius wbrew wielu opiniom bardzo łatwo i szybko pokazuje różki.
OdpowiedzKolego wszystko można, trzeba tylko wiedzieć jak. Można palić gumę przytrzymując motocykl w czasie jazdy hamulcem, niemniej udaje się to tylko w czasie jazdy na wprost. O ile mi wiadomo to jest nawet taki trick, niemniej nazwy nie pamiętam...
OdpowiedzProblem polega na tym, że takie szkolenia (nie tylko na prawko) starają się być zbyt doskonałe. Dostajemy przeżute potrawy żeby nie trudzić się z samodzielnym ruszaniem gębą. Wystarczy przełknąć i ...
OdpowiedzNie rozumiem tego, jak utrudniajac egzamin doprowadza sie do zwiekszenia ilosci osob z prawkiem, z tego co obserwuje to wiele osob sie wycofuje, albo ze sporym dystansem podchodzi do wyrabiania prawka, odkad okazalo sie ze nie jest to taka formalnosc jak wczesniej, zreszta wiele starszych kolegow wyrazalo ogromne zdziwienie, gdy dowiadywali sie, ze egzamin na A w ogole mozna oblac :D taki system zniechecal bardziej?
OdpowiedzPisałem o kursach/szkoleniach, które robią kierowców nawet z ludzi, którzy się do tego nie nadają. Egzaminy to już inna para kaloszy, chociaż mam wrażenie, że nie taki diabeł straszny. Sam zdecydowałem się na legalne rozwiązanie i nawet przez moment nie miałem wątpliwości, czy to na pewno był dobry pomysł :)
Odpowiedza ja się zastanawiam jak to jest ze zdawaniem na swoim motocyklu... jest w ogóle tak opcja? o co się rozchodzi... ano o moją piękniejszą połówkę która chce zrobić prawko ale jak się przymierzyła do...
OdpowiedzNo jeśli nie jest w stanie ogarnąć motocykla to niestety musi zapomnieć o PJ. Gladius nie jest jakiś superwielki. Po co jej prawko, skoro na takim randomowym motocyklu nie sięga do ziemi? Robic kat. A po to żeby jeździć na jakiejś małej 125? No to chyba bez sensu :)
OdpowiedzMożna zdawać na swoim, ale trzeba to uzasadnić. Np gabarytami zdającego i kierownik ośrodka musi się na to zgodzić. Przy czym ten "swój" ciągle musi mieć parametry zgodne ze zdawaną kategorią.
Odpowiedzmoze, Gladius przede wszystkim nie jest narzucony odgornie na poziomie ustawodawstwa, tak jak i Toyoty Yaris zostal wybrany na zasadzie przetargu, mozesz podchodzic na egzaminie na CZYMKOLWIEK co spelnia wymogi, oczywiscie musi miec pegi etc. najprosciej jest pozyczyc taki MOTOCYKL od SZKOLY, bylem swiadkiem takiej sytuacji, wiec na pewno jest mozliwa, PS nie chce Cie martwic, ale Gladius jest jedna z najnizszych konstrukcji na rynku :D ostantio robilem rozeznanie, ciezko przebic 785mm, chyba ze zejdziesz do 250-400cc Mozna tez isc w A1
Odpowiedzdzięki za odpowiedzi , dla nas to super informacja :) połowica celuje w czoperowate więc myślę , że znajdziemy coś na czym przynajmniej palcami dostanie do ziemi... będzie na takim trochę gorzej z manewrowaniem , ale pewniej się będzie czuła niż na gladiusie
OdpowiedzWidziałem tylko zdjęcia z tego wypadku, to co mnie zastanowiło to kask, który leżał koło samochodu. Może dla kogoś to "detal" ale wg mnie nie powinno się jeździć na takim motocyklu jak gladius w ...
Odpowiedzna egzaminie w WORD Warszawa, egzaminator zakwestionował mojego Nolana N103, próbując mi wmówić że kask otwarty z szybką jest bezpieczniejszy, bo ma lepszą wentylację.
OdpowiedzZdawałem w N90 i kompletnym stroju, egzaminator (WORD W-wa)stwierdził tylko, że poważnie podchodzę do tematu, ale znam przypadek zakwestionowania ochraniaczy, bo nie są twarde jak te na wyposażeniu WORD W-wa, co egzaminator to się lepiej zna
OdpowiedzZgadzam sie bo dla mnie orzech to nie kask! Nie chroni zupelnie przedniej czesci glowy.
OdpowiedzTutaj nie pomogłby nawet najlepszy kask.
OdpowiedzMoze jednak.. ja majac 16l mialem wypadek bo kobieta wyjechala mi z drogi podporzadkowanej. Mialem kask tigera integralnego za 50zl. I co? Po uderzeniu w samochod z jakas predkoscia 50kmh uderzylem glowa o przednia belke samochodu. Ocknolem sie zaraz po upadku na asfalt. Bez kasku. Kask peknal na pol a ja nie mialem nawet zadrapania. Miejsce uderzenia byla w czesci kasku ktora chroni zuchwe.
Odpowiedz