Myszków - wojna władz miasta z prywatnym handlem pojazdami
Nie wszyscy wiedzą, że umieszczając na aucie lub motocyklu kartkę z informacją o chęci sprzedaży, podlegamy już przepisom dotyczącym handlu. Jeśli spotkamy się ze zdeterminowanymi miejscowymi władzami, może nas to sporo kosztować. Taka sytuacja ma obecnie miejsce w Myszkowie.
Kartka z napisem "sprzedam" i numerem telefonu, umieszczona za szybą auta lub przymocowana do motocykla to wciąż jeden z najpopularniejszych sposobów na szybkie upłynnienie pojazdu. Okazuje się jednak, że przy odpowiedniej interpretacji przepisów, może skutkować przykrym mandatem od Straży Miejskiej. Miejscowi radni są bowiem w stanie przeforsować ostre przepisy dotyczące opłat za powierzchnię targową, którą chcąc nie chcąc staje się sprzedawany pojazd.
Okazją do podjęcia tego tematu jest sprawa opisana w "Gazecie Myszkowskiej", pozornie dotycząca typowego sporu pomiędzy legalnymi przedsiębiorcami, wspieranymi przez władze, a tymi działającymi w szarej strefie. W Myszkowie, podobnie jak w wielu innych miastach w Polsce, prawdziwą plagą stały się dzikie komisy samochodowe. Oferowane przez pokątnych handlarzy auta zajmują publiczne miejsca parkingowe, a także chodniki i trawniki. Sposobem radnych Myszkowa na walkę z tym procederem jest podniesienie do maksymalnej stawki oraz surowe egzekwowanie opłaty targowej, wynoszącej 300 zł za m2 powierzchni dziennie. W przypadku auta oznaczonego jako oferowane na sprzedaż jest to ponad 750 zł za dzień, a brak wniesionej opłaty Straż Miejska karze 300-złotowymi mandatami. Pozwoliło to ukrócić uciążliwy proceder, sytuacja odbiła się jednak rykoszetem na zwykłych kierowcach.
Według doniesień miejscowej gazety, inicjatorem akcji jest grupa właścicieli legalnych komisów samochodowych, z których część może być rodzinnie powiązana z wysokimi urzędnikami, w tym z szefem Straży Miejskiej. No cóż, sytuacja jakich wiele w mniejszych miastach, gdzie wzajemne powiązania i interesy wpływowych osób przecinają się na każdym kroku. Najgorsze jest jednak to, że swoich pojazdów nie mogą oferować do sprzedaży zwykli kierowcy, którzy nie czynią z tego źródła zarobku, tylko chcą np. zmienić auto. Często są to osoby starszej daty, dla których korzystanie z internetowych portali jest wyzwaniem. Klasyczne wylanie dziecka z kąpielą, choć przestrzeń publiczna jest dzięki temu nieco bardziej czysta.
Źródło: Gazeta Myszkowska
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarzeBzdura!! Mogę nawet sto ogłoszeń sobie w samochodzie przykleić i nikt mi nie ma prawa żadnej opłaty naliczyć. Ogłoszenie o sprzedaży jest ofertą handlową a nie samą sprzedażą, Sprzedaż następuje...
OdpowiedzWystarczy napisać zamiast "sprzedam" to np. "Jesteś zainteresowany tym autem - zadzwoń nr..." i po temacie. Jak przyjdą bagiety z SM to mówimy "panie, ale to nie na sprzedaż tylko przyjaciół ...
Odpowiedz