Motorower czy rower? Bez regulacji, ulice zamieniaj± siê w niebezpieczne tory wy¶cigowe
Na ulicach wielu miast w Polsce coraz częściej można zobaczyć pojazdy, które przypominają rowery, ale z rowerami mają już niewiele wspólnego. Chodzi o nielegalne motorowery, czyli jednoślady wyglądające jak elektryczne rowery lub hulajnogi, ale osiągające prędkości sięgające 40 km/h i więcej.
Są szybkie, ciężkie, często pozbawione jakiegokolwiek oznakowania, a co gorsza, użytkowane na chodnikach i ścieżkach rowerowych, gdzie powodują realne zagrożenie dla pieszych i rowerzystów. Widzimy je też na drogach i bez wątpienia stawią również niebezpieczeństwo dla motocyklistów. Te jednoślady nie są zarejestrowane ani ubezpieczone. W razie kolizji może dojść do nieszczęścia.
Problem narasta i już dawno przestał być jedynie lokalnym kłopotem mieszkańców osiedla Rataje w Poznaniu. Owszem, to właśnie tam sprawa znów nabrała rozgłosu, bo mieszkańcy skarżą się na dziką jazdę, brak przejść przez ścieżki rowerowe i chaos komunikacyjny. Radni z Rataj wystosowali uchwały do prezydenta miasta oraz Zarządu Dróg Miejskich z wnioskiem o poprawę bezpieczeństwa i oznakowania przy przystanku tramwajowym Polanka, gdzie niebezpieczne sytuacje zdarzają się niemal codziennie. Ale temat sięga znacznie dalej. To już nie tylko kwestia infrastruktury, tylko problem systemowy, krajowy, a także europejski.
Poseł Franciszek Sterczewski, który angażuje się w tematykę transportu rowerowego na poziomie centralnym, zwraca uwagę, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Według jego informacji, w Polsce porusza się ponad 100 tysięcy rowerów elektrycznych, z czego dziesiątki tysięcy to nielegalne konstrukcje, które nie powinny znajdować się w ruchu bez rejestracji i odpowiednich przepisów. Tego typu jednoślady - choć formalnie nie są motorami - osiągają prędkości zarezerwowane dla skuterów czy motocykli, a przy tym nikt ich nie kontroluje, nie rejestruje, nie sprawdza. Kierowcy nie muszą mieć uprawnień, pojazdy nie są ubezpieczone, a piesi zostają sprowadzeni do roli potencjalnych ofiar.
Sterczewski podkreśla, że już najwyższy czas na zmiany legislacyjne, a konkretnie takie, które dadzą policji narzędzia do identyfikowania i zatrzymywania nielegalnych pojazdów. Obecnie dane o wykroczeniach rowerzystów nie są w żaden sposób rozdzielane, więc nie wiadomo dokładnie, ile z interwencji dotyczy użytkowników klasycznych rowerów, a ile nielegalnych motorowerów. Taka klasyfikacja, jak podkreśla poseł, to pierwszy krok, by zrozumieć skalę zagrożenia.
Choć na pierwszy rzut oka pojazdy te mogą wydawać się wygodne i nowoczesne, w praktyce często są prowizorycznie składane, modyfikowane, a ich parametry techniczne przekraczają granice bezpieczeństwa dla przestrzeni publicznej. Wyposażone w silniki o mocy kilkakrotnie wyższej niż dopuszczalna, przemierzają chodniki z prędkością, którą trudno opanować, szczególnie gdy za kierownicą znajduje się osoba bez doświadczenia. Jasne, jazda nimi to frajda, ale niestety z roku na rok rośnie liczba wypadków, często z bardzo poważnymi skutkami. Entuzjazm wobec elektrycznych jednośladów nie może przesłaniać faktu, że ulice i chodniki zamieniają się przez nie w pole niekontrolowanego ruchu. A dopóki prawo nie zacznie ich traktować tak, jak na to zasługują, czyli jak pojazdy mechaniczne, dopóty zagrożenie dla pieszych będzie tylko rosło. To samo tyczy się użytkowników dróg, na które te pojazdy trafiają.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze