Mieszkasz na wschodzie Polski? Na stacjach znowu pojawią się kolejki? Rosja próbuje wywołać chaos
Wojna za naszą wschodnia granicą ma różne oblicza. Widzimy niesłychane w nowożytnych dziejach Europy okrucieństwo, ale też niezwykłą siłę i skalę pomocy, zarówno wymiarze wojskowym, jak i czysto ludzkim - opieki i ochrony setek tysięcy uchodźców z terenów, gdzie trwają działania wojenne.
Ale Rosja stara się przeciwdziałać płynącej z Zachodu pomocy i osłabiać Ukrainę w każdy możliwy sposób, m.in. poprzez ataki rakietowe na kluczowe węzły kolejowe, infrastrukturę paliwową i magazyny paliw. Bomby spadają nie tylko na wschodnie rubieże Ukrainy, ale również na składy ulokowane na zachodzie kraju, m.in. we Lwowie, Tarnopolu, Żytomierzu.
Rosjanie równie często ponawiają ataki. Wiele razy ostrzelali największą ukraińską rafinerię w Krzemieńczuku. Bez końca uderzają w bazy paliwowe i zbiorniki, które uda im się namierzyć.
W atakach lotniczych niszczone są tysiące ton paliwa, z którego korzystają nie tylko wojska Ukrainy, ale również cywile, a to oznacza rosnący problem dla każdego mieszkańca naszego wschodniego sąsiada. Bez paliwa nie ma transportu, a to transport jest krwiobiegiem państwa i umożliwia życie i funkcjonowanie jego obywateli. Paliwo trzeba również gdzieś magazynować. Rosjanie próbują zniszczyć sieć i sparaliżować Ukrainę.
W związku z bombardowaniem składów przez Rosję i deficytem paliw, coraz więcej Ukraińców może przyjeżdżać zatankować na polską stronę granicy, chociaż nie powinniśmy spodziewać się braków, bo system jest wydolny. Jednocześnie Ukraina jest wspierana przez Zachód również w tym względzie, chociaż chodzi głównie o dostawy paliw dla sił zbrojnych Ukrainy, które muszą pozostać mobilne. W sytuacji wojny potrzeby gospodarki i cywilów z konieczności schodzą na drugi plan.
Pamiętajmy również, że jeszcze w 2015 roku dostawy ropy z Rosji stanowiły około 90 proc. zaopatrzenia polskich rafinerii. W 2020 roku ten udział spadł do około 70 proc. W planie mamy całkowite odcięcie się od rosyjskiej ropy, paliw oraz gazu LPG. To dla polskiej gospodarki będzie bardzo kosztowna rewolucja. Trudno obecnie przewidzieć jak potoczy się wojni i jakie przyniesie skutki, ale bez wątpienia będzie drogo. Bardzo drogo.
To oznacza również, że przy rosnących cenach paliw jazda motocyklem staje się sensową alternatywą dla paliwożernych samochodów. Szczególnie jednośladów o mniejszej pojemności silnika i niewielkim zapotrzebowaniu na etylinę. Czy z powodu wojny rozpętanej przez Putina, Polacy zaczną masowo przesiadać się na motocykle?
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze