Który pojazd elektryczny jest najbardziej niebezpieczny? Wyniki badań naukowców z USA nie pozostawiają złudzeń
Gdzie szukać odpowiedzi na tytułowe pytanie? Oczywiście w szpitalach. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego przeanalizowali aż 36 mln opisów medycznych z przypadków na szpitalnych i klinicznych oddziałach ratunkowych.
Wyniki okazały się zaskakujące nawet dla badaczy. Kwestia transportu osobistego jest równie ważna w USA, jak w Europie, bo wraz z rosnącą liczbą pojazdów samochodowych, mieszkańcy dużych aglomeracji miejskich szukają alternatywy do szybszego i sprawnego przemieszczania w celu dojazdu do, lub z pracy. I nie tylko.
Aby ustalić, których z osobistych środków transportu stanowi potencjalnie największe zagrożenie dla użytkowników, naukowcy stworzyli algorytm, który uszeregował i usystematyzował dane pozyskane z ponad 36 mln wpisów medycznych pochodzących z blisko 200 szpitali. Raporty z oddziałów ratunkowych pochodziły z 6 lat i zawierały się w okresie od 2014 do 2020 roku.
Okazało się, że najwięcej urazów, które wymagały pomocy lekarzy z oddziałów ratunkowych, to efekt jazdy na elektrycznej hulajnodze. Co najciekawsze, wraz z upowszechnianiem się tych niewielkich jednośladów, liczba zgłoszeń na SORy zaczęła lawinowo rosnąć. O ile do 2018 średnio notowano tylko 13 przypadków na rok, w 2018 roku było ich już 592, a rok później 672.
Obecnie jazda na hulajnodze elektrycznej jest statystycznie bardziej niebezpieczna niż jazda motocyklem (w USA). To średnio 108 zdarzeń na milion przejazdów motocykli i 115 urazów na milion w przypadku hulajnogi zasilanej prądem. Skąd bierze się tak wysoka średnia urazów podczas jazdy e-hulajnogą?
Pomijając przypadki skrajnej głupoty, na przykład z poniższego nagrania zarejestrowanego w Krakowie, tj. pędzącego ulicą Marii Konopnickiej użytkownika UTO, który jechał ponad 70 km/h, nawet stosunkowo tanie modele są w stanie rozpędzić się do znacznych prędkości. Naprawdę nietrudno o wypadek na wąskiej platformie zaopatrzonej w dwa małe kółka, mikrokierownicę i całkiem sporą, jak na gabaryty, moc.
Problem elektrycznych hulajnóg został zresztą dostrzeżony również w Polsce i od zeszłego roku pojazdy tego typu muszą na chodniku lub drodze dla pieszych poruszać się z prędkością zbliżoną do osób idących na piechotę. Kierujący UTO zostali zobowiązani do korzystania z drogi dla rowerów lub pasa ruchu przeznaczonego dla bicykli. Dopuszczalna prędkość e-hulajnóg to 20 km/h.
Jeśli pasa dla rowerów nie ma, kierujący może zjechać na jezdnię i nadal poruszać się z prędkością do 20 km/h, ale tylko wówczas, gdy na jezdni występuje ograniczenie prędkości do 30 km/h. Kierujący hulajnogą na prąd może przemieszczać się chodnikiem lub drogą dla pieszych tylko wtedy, gdy brakuje drogi dla rowerów albo pasa ruchu, a dozwolona, maksymalna prędkość na drodze jest wyższa niż 30 km/h.
Posiadacze e-hulajnóg mogą wówczas przenieść się na chodnik, ale muszą znacznie zwolnić. Ich prędkość powinna być zbliżona do prędkości pieszego, czyli ok. 4 - 6 km/h. Powinni oczywiście pamiętać o pierwszeństwie pieszych.
Ale przepisy swoje, a życie swoje. Przecież codziennie widzimy pędzących chodnikami właścicieli e-hulajnóg. Też odnosicie wrażenie, że nowe przepisy niewiele zmieniły w krajobrazie?
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze