Krêc±cy "b±czki" SUV niemal zaczepia o przeje¿d¿aj±cego motocyklistê
Ostatnio zrobiło się głośno o zabieraniu prawa jazdy za jazdę na jednym kole. Również popisy drifterskie policja stara się klasyfikować jako stwarzanie zagrożenia w ruchu i surowo karać. Oczywiście wszystko w ramach kampanii podnoszenia bezpieczeństwa na drogach.
W czasach drugiej części serii "Szybcy i Wściekli" swoje najlepsze czasy święciło słowo "spot". Młodzi ludzie w rozmaitych pojazdach spotykali się w jednym miejscu, a następnie wspólnie bawili się swoimi maszynami. Czasem spoty zamieniały się w nielegalne wyścigi. Uczestnicy opuszczali parking lub plac, na którym się spotykali, a następnie jechali do umówionego miejsca, wciskając mocno pedał gazu tam, gdzie wydawało się to im możliwe. Czasem kolejne "atrakcje" na spocie miały miejsce bezpośrednio w miejscu, w którym była pierwotna zbiórka uczestników spotu lub w okolicy tego miejsca. Na miejscu można było, na przykład, palić gumę, kręcić bączki lub efektownie driftować, jeżeli rozmiar placu umożliwiał takie ewolucje. Ten, kto miał motocykl, mógł dodatkowo wrzucić go na gumę (jeżeli opanował taką ewolucję) lub popróbować jazdy na przednim kole.
Policja wypowiedziała wojnę spotom. Priorytetem w przestrzeni publicznej stało się bezpieczeństwo i bardzo wąskie przestrzeganie obowiązujących przepisów ruchu drogowego. Oczywiście w czasie spotów dochodziło do wypadków, jak na przykład podczas spotkania na warszawskim Żeraniu: https://www.scigacz.pl/Smiertelny,wypadek,podczas, Warsaw,Night,Racing,29492.html. Jednak nie były to sytuacje częste i wynikały raczej z nieszczęśliwego zbiegu wielu okoliczności, który zawsze towarzyszy wypadkom, nawet w normalnym ruchu ulicznym przy spełnieniu wszystkich przepisów kodeksu drogowego. Niemniej przesuwanie granic, wyznaczonych pierwotnie przez prawo, z pewnością zwiększało też prawdopodobieństwo wystąpienia czynników, które ostatecznie mogły doprowadzić do wypadku.
Młodzi ludzie z pewnością mają inne postrzeganie spotów, niż policja, czy lokalne władze. O ile postronnym obserwatorom wydają się one być "proszeniem się o nieszczęście", o tyle ich uczestnicy mają poczucie sprawowania kontroli nad tym, co się dzieje z nimi i z ich pojazdami. W ostatecznym rozrachunku rację ma zawsze ten, kto ma władzę, więc jeżeli spoty zostały uznane za niebezpieczne, to musimy się liczyć z ich stopniową likwidacją przez odpowiednie działania policji i zmiany w prawie:
O tym, że nielegalne i nietypowe zachowania na drodze stwarzają niebezpieczeństwo, świadczy ten film, nagrany na autostradzie A1 w Kalifornii:
Grupa kierowców w autach typu SUV zrobiła spot, połączony z popisywaniem się bączkami na drodze publicznej. Większość postronnych kierowców widząc, że "coś tu się odstawia", zachowała szczególną ostrożność i zwolniła, lub wręcz zatrzymała swoje pojazdy. Niestety jeden z motocyklistów, wykorzystując fakt, że motocykl może przeciskać się między innymi pojazdami, kontynuował jazdę. Driftujący duży SUV dosłownie o włos minął przejeżdżającego z dużą prędkością motocyklistę. Niewiele brakowało, a doszłoby do bardzo groźnego wypadku. Ten film pokazuje istotę spotów. Podczas nich dochodzi do sytuacji, nietypowych dla normalnego ruchu ulicznego. W takich sytuacjach zawsze może dojść do czegoś niespodziewanego, jak na przykład wyłonienie się motocyklisty spośród stojących aut. Właśnie to ryzyko wystąpienia nietypowych zdarzeń, które towarzyszą nietypowym zachowaniom na drogach, motywuje władze, by za wszelką cenę wyeliminować nielegalne spoty. Patrząc na sytuację na filmie trudno nie przyznać władzom chociaż odrobinę racji.
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeTaka ciekawostka a'propos tematu: Problem, szczególnie w Bay Area jest tak powszechy, ¿e San Jose (najwiêksze miasto w Dolinie Krzemowej) wprowadzi³o prawo karz±ce nie tylko organizatorów takich...
Odpowiedz