Je¼dzi³em nowym Kawasaki Z900 i jestem spokojny o przysz³o¶æ nakedòw w Polsce
Nowe Z900 wzbudziło mieszane uczucia, przynajmniej kiedy się pojawiły jego pierwsze zdjęcia. Naturalnie, pojawiły się opinie, że ten design to kabaret i że to koniec Zeta. To pewnie byli ci sami, którzy przepowiadali koniec, kiedy się pojawił Z800, który później stał się jednym z najchętniej kupowanych nakedòw w kraju. Myślę, że naród oczekiwał czegoś wprost z japońskich magazynów tuningowych, ja w sumie też, bo ludzie z Kawasaki, kiedy obowiązywało jeszcze embargo po zamkniętej prezentacji mówili, że nowe Z900 wygląda kompletnie inaczej. Prawda jest taka, że dostaliśmy lifting i ociupinkę mniej mocy niż wcześniej, więc miało prawo to wzburzyć mieszane emocje, ale papier to jedno, asfalt to drugie, a obecnie nowe Z900 jest tak popularne, że egzemplarze przyjeżdżają do salonów dawno sprzedane.
Reklama
Wszelkie zmiany, modernizacje i kwestie, które firmy lubią, żeby dziennikarze poruszali rzeczowo przeanalizowała Marlena. Idźcie tam, przeczytajcie, a będziecie bogatsi w wiedzę i mądrość, mnie interesują bardziej aspekty niemądre i dzikie, bo przecież to jest w DNA całej linii "Z". Otóż, jeśli powstaje nowa generacja motocykla to zawsze coś w nim zmieniają, nawet jeśli to da namacalną zmianę na poziomie 1.5%. Spokojnie, nie przegapisz jej, bo poświęcone jej będą cztery akapity w materiałach prasowych. Inne krzywki tam, inne oprogramowanie ECU tu, zmienione to, zmienione tamto. Większość po to, żeby żyć w zgodzie z przepisami Unii. Osobiście uważam, że mimo trochę mniejszej mocy nowy Z900 jest bardziej dynamiczny i na bank bardziej dziki niż poprzednia generacja. I poprzednia. I jeszcze ta przed nią, a mogę tam powiedzieć, bo jeździłem wszystkimi. Być może 2 gen z akcesoryjnym quickshifterem reprezentowała podobny poziom maniakalności. Kawasaki twierdzi, że zmiany w układzie zasilania poprawiły reakcję na dodanie gazu lub mówiąc ładniej, na otwarcie przepustnicy, ale to nadal nie jest perfekcja, nadal czuć minimalną czkawkę z pozycji zamkniętej do otwartej. Perfekcją natomiast jest quickshifter działający w górę i dół. Miód. Kawasaki dopracowało ten system do ideału, a jego praca jest wzorowa, nawet mini eksplozja resztki niespalonego paliwa przy odcięciu zapłonu jest zniwelowana praktycznie do zera (szkoda, lubiłem to), co świadczy o umiejętnościach inżynierów. Ci mają naprawdę wielkie mózgi i wysokie czoła, bo udało im się sprostać wymogom Euro 5 i zrobić ten motocykl jeszcze dzikszym mimo mniejszej mocy. Kontrolę trakcji można ustawić pod siebie, ale kiedy ją dasz do pozycji "Z", czyli wyłączysz, do trójki będziesz latać na gumie, a i czwórka się znajdzie.
I to właśnie chodzi w Zecie, żeby był dziki, niesforny i trochę niebezpieczny. Oczywiście, że się dobrze prowadzi i hamuje, musi, bo inżynierowie Kawasaki mają kolosalne głowy wypełnione pulsującymi zwojami mózgowymi, ale clue tego motocykla jest to, jak bardzo awanturniczy może być w zgodzie z przepisami. Kawasaki po prostu z tym modelem dowiozło, Zety sprzedały się na pniu, jak świeże bułki z masłem czosnkowym. Motocykle miały już właścicieli, zanim stanęły na posadzce salonu, a na kolejne trzeba czekać. Czyli to jednak nie jest koniec Zetów, jak głosili po pokazaniu pierwszych zdjęć. O nie, Predator ma się świetnie.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze