Ghost Rider powraca z nową produkcją. Minęło 20 lat, a gość nadal nie odpuszcza.
Był początek XXI wieku, a chłopaków na dwóch kółkach, którzy lubili szybkie proste i cięte zakręty, oczarował zawodnik o pseudonimie Ghost Rider. Nikt nie wiedział, kim jest szwedzki motocyklista, ale to nieistotne. Ważniejsze było to, co facet wyczyniał na motocyklu.
W 2002 roku Ghost Rider zaczął publikować w Internecie materiały filmowe przedstawiające bezkompromisowe przejazdy, wykonywane z upokarzającą dla policji prędkością, na drogach całej Europy.
Jego bronią był mocno zmodyfikowany motocykl Suzuki — wszechmocna Hayabusa. Ghost Rider natychmiast osiągnął status mitu i równie szybko zainspirował rzeszę naśladowców. Do czasu wydania szóstego filmu w 2012 roku, zatytułowanego "Ghost Rider 6.66: What the F**k", tożsamość chuligana została potwierdzona: powszechnie przyjmuje się, że człowiekiem regularnie testującym czerwoną strefę obrotów silnika był i jest Patrik von Fürstenhoff, niegdyś zawodnik i mechanik wyścigowy.
Jednak w świadomości wielu widzów prawdziwą gwiazdą tych wszystkich śmiertelnie niebezpiecznych filmów wcale nie był Ghost Rider. To raczej jego przerażający i imponujący wariant Suzuki Hayabusa — legendarny demon prędkości, który sprawiał, że europejskie organy regulacyjne zaczęły pod koniec lat 90. i na początku XXI wieku napierać na pewne, niekorzystne dla motocyklistów rozwiązania. Ale to temat na inną rozmowę.
W zasadzie to ubrany na czarno szwedzki poszukiwacz przygód przemierzał drogi na kilku egzemplarzach i modelach pojazdów. Najczęściej można go było zobaczyć rozpędzającego się na Suzuki GSX-R1000 lub Suzuki GSX-1300R, jego najbardziej ukochanych. Na przykład w "Ghost Rider Goes Crazy in Europe" tytułowy bohater został sfilmowany na wykonanym w całości z włókna węglowego GSX-R1000 K4.
Z kolei w "Ghost Rider Goes Undercover" preferował GSX-R1000 K5 o mocy 280 koni mechanicznych. To właśnie ten ostatni motocykl prawdopodobnie zdobył najwięcej serc i umysłów wśród fanów Ghost Ridera. To nie był zwykły GSX-R1000 K5 - to był bardzo, bardzo specjalny motocykl, zbudowany dla szwedzkiego połykacza kilometrów przez MC Xpress, czyli szwedzką firmę założoną jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku przez Erika Marklunda, wielkiego entuzjastę motocykli wyścigowych i inżyniera amatora.
Ale to wszystko już za nami. Co przed nami? Lata lecą. Dziś Ghost Rider ma na karku pięć krzyżyków. Podobno wiek to tylko liczba, więc swoim zwyczajem i z okazji 20 rocznicy premiery pierwszego filmu, Ghost Rider zapowiedział… kolejny odlot!
To może być bardzo ciekawe, bo przecież sami widzimy, jakie kolosalne zmiany zachodzą w otaczającej nas rzeczywistości, szczególnie jeśli chodzi o nadaktywność wszelkiej maści służb policyjno-drogowych w permanentnym trybie łowów.
Na razie Ghost pokazał zwiastun pełnometrażowego dzieła pod tytułem "Uppasala Run 2022". Z projektem filmowym połączona została zbiórka na Patronite. Jeśli wpłacających będzie wystarczająco dużo, Ghost Rider przewiduje również losowanie GSX-R K5 i Hayabusy Turbo, więc szykuje się naprawdę gruba akcja.
O czym będzie film Ghost Ridera, chyba nie muszę Wam pisać? To samo tłuste i smaczne. Oczywiście, jeśli ktoś lubi.
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzeNic specjalnego, niektorzy nie dorastają, wyjebie byka, poinformują, pochowają i tyle.
OdpowiedzMa już 5 dyszek, ja dla mnie wiek idealny na śmierć. Zresztą lepiej zginąć po ekscytującym życiu niż dociągnąć późnej starości z życiem tak nudnym jak twoje.
Odpowiedz... chyba twoje 😂 👽👾💀
Odpowiedz... chyba twoje 😂 👽👾💀
Odpowiedz... chyba twoje 😂 👽👾💀
OdpowiedzByle tylko kogos innego nie naraził na niebezpieczeństwo.
Odpowiedz