Gdzie jest Bursztynowy Szlak i co warto tam zwiedzić? Traska na 1 dzień motocyklem (TMP #52)
Przebieg trasy: Kazimierz Biskupi-Kościelec-Turek-Zapora Jeziorsko-Warta-Kalinowa-Kalisz-Nowe Skalmierzyce-Gołuchów-Konin-Kazimierz Biskupi (łącznie około 230 km)
Właściwie to ten cały szlak związany był z niesłychaną modą na wyroby z bursztynu w krajach należących do Imperium Rzymskiego. Najrozmaitsze elegantki i eleganci gotowi byli zapłacić ogromne pieniądze za te skamieliny żywicy z nadbałtyckich sosen. Tak więc z południa na północ szły srebrne pieniądze i rozmaite wyroby techniki śródziemnomorskiej, a na południe bursztyn i skóry. Zresztą wówczas z ziem obecnej Polski szły nad brzegi Śródziemnomorza również przeznaczone do dalszej obróbki żelazne pucki, wytopione z rud darniowych w dymarkach. Dymarki dymiły, a rzymskie gladiusy (miecze) i pilumy (dzidy) były często wykuwane z prapolskiego żelaza. Oprócz rejonu okołokieleckiego takie dymarki wytapiały żelazo również w okolicach Warszawy (Grodzisk, Błonie). Bogaciły się plemiona Słowian oraz Nadbałtyckich Prusów i Jadźwingów. Do dziś udaje się czasem wykopać gdzieś jakiś skarb ze srebrnymi monetami, zakopany w "ziemskim banku". Miastem (grodem) które zapisało się na mapach starożytnych kartografów, została Calisia (Kalisz). Czy to na pewno ten Kalisz, o to kruszą kopie archeolodzy i historycy? Niewątpliwe jest tylko to, że Kalisz leży na kierunku Mare Nostrum (Morze Śródziemne) - Mare Balticum (Morze Bałtyckie). Jeszcze niedawno Kalisz był sławny swoją fabryką pianin i fortepianów "Calisia". Rozsławiła Kalisz, jako Kaliniec, Maria Dąbrowska w swym eposie "Noce i dnie". Zresztą pisarka mieszkała w dworku w pobliskim Russowie. Potem w czasie I wojny światowej furia teutonica czyli "soldaten" kaisera Wilhelma II spalili i zniszczyli w ogromnej części Kalisz. Obecnie miasto nad Prosną robi bardzo dobre wrażenie.
Tradycji wycieczkowej musi stać się zadość, więc zaczynamy trasę i wyruszamy z "Przystani Motocyklowej" w Kazimierzu Biskupim. Po kilkunastu kilometrach, jadąc w stronę Koła, osiągamy miejscowość Kościelec. Stoi tutaj kształtny, choć niezbyt stary pałac (koniec XIX w), pobudowany przez potomków szlachty kurlandzkiej (łotewskiej), zasłużonej po rozbiorach Polski w wojskowej służbie dla caratu (Niemcy kurlandcy). Ale już trzecie pokolenie tej rodziny znowu poczuło się Polakami i wielce wspomagało rozmaite inicjatywy kulturalne i gospodarcze społeczeństwa polskiego pod rosyjskim zaborem. Obecnie w pałacu mieści się Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych. Myślę że w tych pięknych okolicznościach wykształcą się prawdziwi miłośnicy piękna. Obok pałacu jest romantyczny park, po którym jeśli mamy czas, to naprawdę warto pospacerować.
Kościelec. Pałac.
Z Kościelca kierujemy się na Turek. Ale ten Turek to pochodzi od dawnego potężnego mieszkańca puszcz polskich, czyli tura. Turek, to taki mały tur (ha, ha). W Turku warto rzucić okiem na wysmukłą, neogotycką bryłę kościoła, zwłaszcza jeśli wiemy, że witraże i polichromie w tym kościele to dzieło wspaniałego artysty Józefa Mehoffera, jednej z najwyrazistszych artystycznych postaci "Młodej Polski".
Ten neogotycki kościół w Turku mieści przepiękne polichromie i witraże
Z Turka przez Przykonę, Dobrą docieramy do wielkiego akwenu wodnego, który na rzece Warcie utworzyła niezbyt wysoka, ale długaśna tama. Oczywiście jest też tutaj elektrownia. Wokół tego zalewu powstało wiele ośrodków rekreacyjnych i w drodze do miejscowości Warta będziemy koło nich przejeżdżać.
Z tamy na Zalew w Jeziorsku rozlega się nieprzejrzany widok
W samej Warcie, zaparkowawszy na rynku, zrobiliśmy sobie fotkę z najsławniejszym jej rodakiem, czyli pilotem pułkownikiem Stanisławem Skarżyńskim. Człowiekiem wsławionym pierwszym przelotem nad południowym Atlantykiem z Afryki do Brazylii w 1933 r. Ten dzielny człowiek (był kawalerem Virtuti Militari) lecąc tą latającą łupinką (RWD 5, produkcji polskiej) przez 20 godzin nie zmrużył oka! Niestety, jako pilot bombowca w 1942 r, kiedy jego samolot postrzelany przez Niemców musiał przymusowo lądować w kanale La Manche, utonął w wodach kanału. W Warcie jest też bardzo ciekawe muzeum, ale ponieważ potrzeba na nie sporo czasu, więc tym razem go nie obejrzymy. Z rynku w Warcie jest wyjazd w stronę Kalinowej i tam się udajemy.
Warta. Przed popiersiem pilota Skarżyńskiego
Cóż takiego ciekawego zastaniemy w tej wsi? Otóż natkniemy się tutaj na "Straszny Dwór". Ten tytuł to oczywiście sławna opera Stanisława Moniuszki. Podobno tutejszy dwór był inspiracją do libretta (Jan Chęciński) tej opery. To tutaj według klucznika Skołuby: "kuranty cięły jak z nut". Ale bohater, czyli Stefan, "nie pękał" i my też jego śladem pojedziemy dalej.
Kalinowa. Czy to tutaj "cięły kuranty" w zepsutym zegarze?
Następnym punktem będzie wspomniany we wstępie Kalisz. Ponieważ jest to spore, pełne zabytków miasto, a zwiedzanie motocyklem miast jest dość uciążliwe, więc my zahaczymy tylko o najstarszą część Kalisza czyli Zawodzie. Jest tutaj park i drewniana wieża na miejscu dawnego grodziska. Często też okoliczni motocykliści mają tu swoje spotkania, czyli rozmaite otwarcia i zamknięcia sezonu.
Kalisz Zawodzie. Przed starym grodziskiem
Niedaleko na południowy-zachód od Kalisza znajdowała się w czasie rozbiorów granica niemiecko-rosyjska. Po linii kolejowej warszawsko-wiedeńskiej następną była trasa warszawsko-kaliska i potem dalej w stronę Poznania i Wrocławia. Szkopuł był m.in. w tym że linie kolejowe w Europie, wzorem angielskim, miały rozstaw 1435 mm. Natomiast linie w Imperium Rosyjskim miały rozstaw 1520 mm. Ten rosyjski wymiar wiąże się z anegdotą. Kiedy inżynierowie budujący koleje w Rosji zapytali się cara: "Czy rozstaw ma być taki jak w Europie czy szerszy", to car miał powiedzieć: "a na CO szerszy". Car zresztą użył zamiast CO innego słowa, też jednosylabowego. Inżynierowie pojęli "powinność swej służby" i zrobili tory szersze. To carskie CO (Mikołaj I "Pałkin") posiada wymiar 8,5 cm. Hm, hm czyli to chyba anegdota?! Do dziś m.in. (oprócz Rosji i Mongolii) to Finlandia (kraj bez państwowej historii) posiada narzucone przez cara rozmiary dróg żelaznych. U nas, po pierwszej wojnie, dość szybko postarano się o europejskie nastawy osi kolejowych. Mówi się, że "łatwiej kijek obcieńkować, niż go potem pogrubasić", tak więc i to zwężenie wydaje się być prostsze. Po rozmaitych "pierepałkach" udało się w Nowych Skalmierzycach (po stronie niemieckiej) zbudować (1906 r) monumentalny, ale kształtny dworzec, gdzie można było odprawiać celnie ludzi i towary. Ba, w 1913 r car i kaiser (Mikołaj II i Wilhelm II) spotkali się tutaj, ale wojna światowa i tak już wisiała w powietrzu i za rok wybuchła (najpierw na Bałkanach). "Wąskie" tory biegły aż ze strony niemieckiej prawie do Kalisza, a ze strony rosyjskiej "szerokie" aż prawie do Nw. Skalmierzyc i to tutaj obydwie strony "mienialiś" swymi pociągami. Dworzec do dziś ogląda się z wielką przyjemnością. Ale i nasze dworce kolei warszawsko-wiedeńskiej, jak te w Pruszkowie, Grodzisku, Żyrardowie, Skierniewicach itp. też nie są "od macochy":
Monumentalny, neogotycki dworzec w Nowych Skalmierzycach
Co zobaczyć między Łodzią i Warszawą? Koluszki, Tomaszów Mazowiecki, Końskie, Rawa Mazowiecka |
Ze Skalmierzyc rozmaitymi bocznymi drogami docieramy następnie do Gołuchowa. Jest tutaj w obszernym parku zamek-pałac, który zbudowała rodzina Leszczyńskich (w XVI w), ale potem i inne sławne polskie rody, jak Działyńscy, Czartoryscy, czy Zamoyscy też mieli tutaj swoją siedzibę i mocno go przebudowywali i upiększali. Aktualnie jest tutaj filia Muzeum Narodowego w Poznaniu, a w pobliżu mieści się też i Muzeum Leśnictwa. Niestety zamek jest aktualnie remontowany i jego ogląd skutecznie uniemożliwiają rozmaite zasłony. Głaz św. Jadwigi, w pobliskim lesie niestety też przegapiliśmy.
Zamek w Gołuchowie przesłaniają zasłony na rusztowaniach
Z Gołuchowa przebiliśmy się do Stawiszyna, czyli do szosy Kalisz-Konin. Po wylądowaniu na starym mieście w Koninie obejrzeliśmy stary słup drogowy, umiejscowiony tuż przy kościele farnym. Słup rozpoczynający drogę, z której my właśnie przybyliśmy oraz symbol miasta, czyli spiżowe popiersie Konia na samym rynku. Potem przez mosty na Warcie, pełni wrażeń, powróciliśmy do gościnnego Kazimierza Biskupiego i "Przystani Motocyklowej". Wieczór to "cmokanie" naleweczki pigwowej syconej przez "Sypę". Na dodatek pogoda była przepiękna. "Żyć nie umierać".
Na rynku w Koninie nie mogło zabraknąć symbolu miasta
Konin. Ten "pipant" przed farą to słup drogowy
Nad Kazimierzem Biskupim góruje kościół i klasztor którym władają zakonnicy Świętej Rodziny
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarzeZajrzałem i... pytam jak odmienić, że coś jest w miejscowości Turek. Kościół sfotografowałem z rynku w mieście Turek. A że wyjechałem z Turka a nie Turku to przepraszam mieszkańców tego miasta w ...
OdpowiedzHej. Jestem mieszkańcem Turku i mam dwie uwagi 1. Zdjęcie podpisanie jako kościół w Turku nie jest kościołem w Turku 2. Mówi się "z Turku" a nie "z Turka" . Bardzo fajny artykuł i super trasa na 1...
Odpowiedz