Festiwal b³êdów w MotoGP w Indonezji! Coraz mniej chêtnych na tytu³?
Podczas gdy rywalizacja pomiędzy Jorge Martinem, a Pecco Bagnaią wkracza w decydującą fazę, po Grand Prix Indonezji coraz mocniej z tyłu zostali Marc Marquez i Enea Bastianini. Czy to już dla nich koniec marzeń o tegorocznym tytule? Co jeszcze działo się w Mandalice?
Weekend w Indonezji dostarczył nie lada emocji. Kwalifikacje padły łupem Jorge Martina, który wystrzelił na czoło tuż po starcie sprintu, ale chwilę później zaliczył uślizg przodu w przedostatnim zakręcie i spadł na sam koniec stawki.
Jego widowiskowa pogoń była ozdobą sobotnich zmaganiach, ale zakończyła się dla Hiszpana z pustymi rękoma. Martin wpadł na metę na dziesiątym miejscu. W sprintach punktuje tylko czołowa dziewiątka.
Tym sposobem pierwszy na mecie Bagnaia odrobił do Martina aż 12 punktów, ale w niedzielę górą znów był Hiszpan, odzyskując dziewięć punktów względem Włocha, który ukończył Grand Prix Indonezji na trzecim miejscu.
W tabeli dzieli ich tylko 21 punktów na 185 możliwych jeszcze do zdobycia, a to oznacza, że absolutnie wszystko jest jeszcze możliwe podczas pięciu ostatnich rund sezonu. Czy walka o tytuł - podobnie jak rok temu - rozstrzygnie się w Walencji? Miejmy nadzieję, że tak właśnie się stanie.
Skrajności Marqueza
Pytanie, czy w walce tej nadal będą wówczas Marc Marquez i Enea Bastianini. Ten pierwszy najpierw zaliczył podczas drugiej kwalifikacji aż dwie wywrotki, co oznaczało start do wyścigów z odległego, 12. pola.
W sobotę sześciokrotny mistrz świata zaliczył jednak chyba najlepszy start w swoim życiu, już do pierwszego zakrętu zyskując widowiskowo aż siedem pozycji i ostatecznie mijając linię mety na trzecim miejscu.
Kiedy już wydawało się, że w niedzielę Hiszpan także powalczy o podium, Marc najpierw nie ruszył równie dobrze, a następnie musiał zjechać z toru z powodu awarii silnika.
Jakby tego było mało, wirażowi nie mieli pod ręką odpowiednich gaśnic i gasząc motocykl doprowadzili to jeszcze większych uszkodzeń Desmosedici GP23 z numerem 93.
Na pięć rund przed końcem sezonu Marquez traci do Martina aż 78 punktów na 185 możliwych jeszcze do zdobycia. Przy tak dużej stracie Hiszpan musiałby liczyć nie na jeden, a na kilka błędów i to nie tylko Martina, ale także Pecco.
Sam Marc mówi o tym, że teraz skupia się już tylko na poprawie słabych stron - jak kwalifikacje - oraz na przygotowaniach do sezonu 2025, ale mimo wszystko nie możemy skreślać go przynajmniej w walce o zwycięstwa. Szczególnie w najbliższy weekend w Japonii.
Bestia na deskach
W podobnej sytuacji jest Enea Bastianini, który w sobotę był drugi, naciskając Pecco do samej mety, ale w niedzielę zaliczył uślizg przodu jadąc na trzeciej pozycji na siedem kółek przed metą.
Biorąc pod uwagę jego mocne finisze, Bestia miał szansę przynajmniej na drugą lokatę, ale zamiast niej zostawił w żwirze przynajmniej 16 punktów. Jego strata do Martina to 75 oczek, a sytuacja Włocha jest niemal identyczna, jak Marqueza.
Z tą różnicą, że Hiszpan zajmie w przyszłym roku jego miejsce i będzie miał zdecydowanie większe szanse na walkę o tytuł, niż reprezentujący ekipę Tech 3 KTM Bastianini.
Problemy Pecco
W idealnej sytuacji nie jest też jednak wcale Bagnaia, który w ten weekend znów miał dwukrotnie problemy na starcie. Już od Aragonii regularnie widzimy, że jego Desmosedici GP24 albo zalicza uślizg, albo za mocno idzie na koło na pierwszych metrach po starcie.
Z czego to wynika? Włoch nie potrafi albo nie chce tego wytłumaczyć, ale otwarcie naciska na Ducati, aby Włosi jak najszybciej rozwiązali problemy. Tych nie ma z kolei ani Martin, ani Bastianini, a obaj dosiadają przecież teoretycznie identycznych motocykli. Czy więc jest to kwestia ustawień lub części, którymi dysponuje tylko Pecco?
Pedro tylko na papierze
Nie tylko on miał w Indonezji nietypowe problemy. Zaraz po wyścigu głównym sędziowe analizowali potencjalnie zbyt niskie ciśnienie w przedniej oponie drugiego na mecie Pedro Acosty. Jak się później okazało, winne było uszkodzenie felgi, dlatego Hiszpanowi udało się uniknąć kary, jaką byłoby 16 sekund dodane do czasu wyścigu.
Co ciekawe, debiutant, który jest piąty w tabeli, jest ostatnim zawodnikiem, który ma jeszcze matematyczne szanse na tegoroczny tytuł mistrza świata. Acosta do Martina traci jednak dokładnie 185 punktów na… 185 możliwych do zdobycia. Musiałby więc wygrać absolutnie wszystkie wyścigi i sprinty, a przy tym liczyć na to, że Martin nie zdobyłby ani jednego punktu.
W przypadku Acosty szanse na tytuł są więc już naprawdę tylko matematyczne, ale czy Marquez i Bastianini wrócą jeszcze do gry? Grand Prix Japonii, które już w ten weekend, może przynieść odpowiedź na to właśnie pytanie.
Postępy Japończyków?
Domowa runda będzie także okazją do potwierdzenia postępów przez japońskich producentów, którzy zaliczyli w Indonezji całkiem niezły weekend.
Fabio Quartararo był szósty w kwalifikacjach i siódmy w niedzielnym wyścigu (choć trzeba pamiętać, że do mety dojechało wówczas tylko 12 zawodników), ze stratą zaledwie 13 sekund do zwycięzcy. Po wszystkim Francuz narzekał jednak, że jego M1-ka potrzebowała zbyt dużo czasu, aby złapać odpowiednią przyczepność tylnej opony.
Ósmy w sprincie i dziewiąty w niedzielę na Hondzie był z kolei Johann Zarco na LCR Hondzie. Czy dobra dyspozycja Francuzów wynikała głównie z nietypowej charakterystyki i niskiej przyczepności toru w Mandalice? Przekonamy się już za kilka dni na Motegi.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze