tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Bezzecchi problemem Bagnai. GP Francji 2023 na torze Le Mans. Analiza i podsumowanie
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka 950
NAS Analytics TAG
motul belka 420
NAS Analytics TAG

Bezzecchi problemem Bagnai. GP Francji 2023 na torze Le Mans. Analiza i podsumowanie

Autor: Mick Fiałkowski 2023.05.15, 19:53 Drukuj

Historyczne, tysięczne Grand Prix przyniosło nie tylko wyjątkowe emocje, ale także kolejne zwroty akcji, jeśli chodzi o walkę o tegoroczny tytuł mistrza świata klasy MotoGP. Co dokładnie zmieniło się w stawce w Le Mans? Mick analizuje GP Francji.

To były wyjątkowe zawody, bo organizatorzy MotoGP świętowali w Le Mans tysięczny weekend Grand Prix. Emocji wystarczyłoby na pół sezonu, ale warto zwrócić uwagę na kilka kluczowych wątków.

NAS Analytics TAG

Faworyt MotoGP 2023 nie taki oczywisty

Po dominującym zwycięstwie w Jerez i świetnym tempie w poprzednich wyścigach wydawało się, że obrońca tytułu, Pecco Bagnaia, to murowany faworyt, którego powstrzymać może tylko on sam. W Le Mans zawodnik Ducati nie grał jednak wcale pierwszych skrzypiec, choć to on sięgnął w sobotę rano po pole position.

W sprincie Włoch musiał zadowolić się trzecią pozycją, po tym, jak początkowo nie miał tempa i pełnego zaufania do przedniej opony, a następnie stracił trochę czasu po zaciętej walce z wracającym Markiem Marquezem. Na mecie wyprzedził go nie tylko zwycięzca - o którym za chwilę - ale także Brad Binder, który ponownie pokazał, że będzie w tym roku bardzo groźny, jeśli chodzi o walkę o tytuł.

Niedziela kompletnie nie poszła po myśli Bagnai, który zderzył się z Maverickiem Vinalesem po zaciętej walce w ostatniej szykanie, co dla obu zakończyło się wywrotką i wizytą u sędziów. O tym jeszcze za chwilę. Może i Pecco nie był bohaterem tysięcznego Grand Prix, ale za trzy tygodnie będzie miał okazję odbić to sobie przed własną publicznością na Mugello. Tak, nadal jest jednym z głównych faworytów, ale w Le Mans rywale pokazali, że napsują mu w tym roku sporo krwi.

Odblokowany Martinator

Sobotni sprint padł łupem Jorge Martina, który na podium, choć na jego drugim stopniu, stanął także w niedzielę, zaliczając po drodze piękną walkę z Marquezem. To wyniki dla Hiszpana przełomowe, bowiem podopieczny ekipy Pramac Racing ma za sobą dość trudny początek sezonu.

Warto przypomnieć, że rok temu Martin toczył z Eneą Bastianinim zaciętą walkę o miejsce w fabrycznym zespole Ducati, ale przegrał ją z kretesem zarówno na torze, jak i poza nim. Hiszpan był zdeterminowany, aby udowodnić swoją wartość, ale początek sezonu nie poszedł po jego myśli, a on sam przyznał w Le Mans, że wszystko to mocno go "zblokowało".

Martin słynie ze swojej "eksplozywności", co czyniło go jednym z faworytów do tegorocznych sprintów, ale na dłuższym dystansie, szczególnie rok temu, często popełniał błędy. Świetna dyspozycja nie tylko w sobotę, ale także w niedzielę, pokazała, że Jorge odzyskał pewność siebie i nie składa broni. Jeśli utrzyma formę, może być bardzo groźny pod względem walki o tytuł. "Odblokowałem się" - mówił w niedzielę.

Spektakularny powrót Marqueza

Marc Marquez wrócił do akcji po ponad sześciotygodniowej nieobecności spowodowanej kontuzją kciuka z Grand Prix Portugalii. Na torze w Portimao Hiszpan zafundował sobie wówczas także karę przejazdu przez "podwójne długie okrążenie", ale jak doskonale pamiętacie, była ona mocno dyskusyjna. Zasłużona? Absolutnie tak i przyznaje to sam Marc, ale zmiana zapisu z "GP Argentyny" na "kolejny wyścig" odbyła się już po fakcie, kompromitując sędziów MotoGP i doprowadzając do anulowania kary tuż przed Grand Prix Francji.

Bez dodatkowej presji, w Le Mans Marquez mógł skupić się na testach nowej ramy firmy Kalex, która od razu okazała się dużym krokiem w dobrym kierunku. Co prawda nadal nie rozwiązuje ona problemów z agresywnym i nieco za słabym silnikiem, ale pozwalała Hiszpanowi ekstremalnie opóźniać hamowania i nawiązać walkę w obu wyścigach.

Zanim do tego doszło, Marquez widowiskowo huknął o asfalt aż dwa razy podczas piątkowych treningów, ale był w stanie sięgnąć po drugie pole startowe podczas kwalifikacji. Ściganie także nie do końca poszło po myśli sześciokrotnego mistrza MotoGP. W sobotę Marquez był piąty, o włos przegrywając z Lucą Marinim. W niedzielę do przedostatniego okrążenia walczył z Jorge Martinem - i to jak! - o drugie miejsce, ale przewrócił się po uślizgu przodu w siódmym zakręcie, co dało podium Johannowi Zarco (przed własną publicznością!).

Po wszystkim Marc był jednak… bardzo zadowolony. Nie tyle z wyników, co z faktu, że przez cały weekend był bardzo konkurencyjny i pokazał, że mimo kolejnej kontuzji oraz problemów Hondy, nadal jest w grze. Jednocześnie przyznał, że na Mugello będzie mu trudniej, z uwagi na długie wyjścia z zakrętów, w których Honda wciąż ma sporo problemów z trakcją.

To, co wyprawiał na hamowaniu i wyjściach z ciasnych łuków w Le Mans, sugeruje jednak wyraźnie, że Marc będzie w tym roku walczył przynajmniej o zwycięstwa, a kto wie, może i coś jeszcze. Choć Bagnaia pokonał go w sobotę, to jednak Włoch nie może spać spokojnie.

Marquez przypomniał mu o sobie w piątek, napastując go jazdą na holu podczas treningów i zamykaniem gazu wtedy, gdy Włoch odpuszczał. To akurat jedyny aspekt jazdy Hiszpana, który uważam za mega słaby, szczególnie w połączeniu z kiepskimi wymówkami typu "nie szukałem holu" po wszystkim. Cóż, nikt nie jest idealny.

Bezzecchi goli wąsy… i wraca do gry

Po świetnym początku sezonu Marco Bezzecchi prowadził nawet przez chwilę w klasyfikacji generalnej, ale w Austin i Jerez wyraźnie stracił parę w gwizdku. Do tego stopnia, że byłem przekonany, iż nie jest jeszcze gotowy do walki o tytuł. Nie musiałem długo czekać, aby przekonać się, że byłem w błędzie.

Co prawda w sobotnim sprincie Bezzecchi był dopiero siódmy, ale w niedzielę triumfował w dominującym stylu pokazując, że może być czarnym koniem w walce o mistrzostwo. Szczególnie, jeśli Pecco nadal będzie popełniał błędy i tracił punkty. Co ciekawe, Bezzecchi wygrał, choć po drodze musiał oddać pozycję po wypchnięciu Marqueza w ósmym zakręcie. "Nie próbowałem go wyprzedzać, ale przestrzeliłem hamowanie i spodziewałem się kary, która była w pełni zasłużona" - powiedział po wszystkim.

Na mecie na podopiecznego Valentino Rossiego czekała jeszcze jedna nagroda; mógł wreszcie zgolić wąsy, które musiał nosić od Grand Prix Argentyny aż do kolejnego zwycięstwa - warto zaznaczyć, że pierwszego w MotoGP na suchym torze.

Yamaha cofa się o dwa lata

Kolejny fatalny weekend mają za sobą zawodnicy Yamahy, którzy w sobotę rano znów nie byli w stanie przebić się do drugiej części kwalifikacji. Fabio Quartararo zakończył sobotni sprint na deskach. Gdy wreszcie znalazł odrobinę pustego toru, przewrócił się po uślizgu przodu w dziewiątym zakręcie. W niedzielę nie było dużo lepiej.

Najpierw zbyt intensywny masaż przez nowego fizjoterapeutę doprowadził do problemów z przedramieniem, a następnie Yamaha raz jeszcze pokazała, że nie jest zbyt konkurencyjna. Francuz był przed własną publicznością siódmy, 15 sekund za zwycięzcą, ale jak sam przyznał; tylko dlatego, że przed nim upadło sześciu innych zawodników. "Nie jesteśmy w stanie walczyć, zarówno w kwalifikacjach, jak i w wyścigu, ale gdyby nie przedramię, mógłbym wycisnąć z tego pakietu trochę więcej" - powiedział.

Po wyścigu Quartararo podkreślał, że wszystkie części testowane niedawno w Jerez nadają się jedynie do kosza, a on postanowił wrócić do ustawień motocykla z… 2021 roku. Nastroje w Yamasze nie są zbyt dobre. Franco Morbidelli ukończył niedzielny wyścig dwie sekundy za Fabio, na dziesiątym miejscu.

Sędziowie cały czas pod lupą

Choć przed wyścigami w Le Mans doszło do długo wyczekiwanego spotkania zawodników z sędziami, nie przyniosło ono spodziewanego przełomu. Motocykliści nadal mają sporo wątpliwości, ale we Francji widzieliśmy przynajmniej nieco więcej konsekwencji, jeśli chodzi o decyzje sędziowskie.

Kara oddania pozycji dla Bezzecchiego była jak najbardziej zasłużona. Podobnie jak kara dla Alexa Marqueza za wypchnięcie Zarco i Bindera w piątym zakręcie zaraz po starcie niedzielnego wyścigu (Hiszpan zostanie zepchnięty o trzy pozycje na polach startowych na Mugello).

Jednocześnie słuszny był także brak kary dla Bindera, choć domagał się tego Luca Marini. Włoch chyba nieco przesadził, bo zawodnik ekipy KTM co prawda ostro wszedł mu pod łokieć w zakręcie numer osiem, ale ani nie doszło do kontaktu, ani Włoch nie wyjechał poza tor; dokładnie tak samo, jak gorąca sytuacja pomiędzy Millerem i Martinem w ostatnim zakręcie w Jerez. Tam także nie było kary.

Wreszcie; sędziowie nie ukarali także Bagnai ani Vinalesa za zderzenie w ostatniej szykanie podczas wyścigu głównego i to… również słuszna decyzja. Choć kibice cały czas dyskutują, kto zawinił, a obaj zawodnicy przyznają, że mogli odpuścić, to jednak zgodzili się z sędziami, że był to typowy incydent wyścigowy. Miejmy nadzieję, że to światełko w tunelu i krok w dobrą stronę.

Miejmy nadzieję, że kolejne tysiąc weekendów Grand Prix dostarczy nam równie dużo emocji, co zmagania w Le Mans! 

NAS Analytics TAG


NAS Analytics TAG
Zdjęcia
NAS Analytics TAG
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ścigacz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usunięty. Uwagi przesyłane przez ten formularz są moderowane. Komentarze po dodaniu są widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadającym tematowi komentowanego artykułu. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu Ścigacz.pl lub Regulaminu Forum Ścigacz.pl komentarz zostanie usunięty.

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualności

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep Ścigacz

    motul belka 950
    NAS Analytics TAG
    na górę