30 tys. z³ grzywny za brak op³aty 50 gr. Kierowca wpad³ w pu³apkê i wygra³ w s±dzie
Jeżeli straciliście prawo jazdy za przekroczenie prędkości o więcej niż 50 km/h w obszarze zabudowanym i po 3 miesiącach wsiedliście za kierownicę bez uiszczenia opłaty ewidencyjnej w wysokości 50 gr, to grozi wam absurdalna kara do 30 tys. zł grzywny. Znalazł się jednak pewien cierpliwy kierowca, który podjął walkę z systemem i wygrał, a nie wszyscy mają tyle szczęścia.
Przepisy dotyczące zatrzymywania prawa jazdy za przekroczenie prędkości o więcej niż 50 km/h w obszarze zabudowanym lub przewożenie większej liczby pasażerów niż ta, która widnieje w dowodzie rejestracyjnym od samego początku budzą kontrowersje. Niedawno Trybunał Konstytucyjny uznał, że są niezgodne z konstytucją i tym samym przysporzył starostom dodatkowych kłopotów, ponieważ dotychczas zatrzymywali prawo jazdy na wniosek policji, bez uprzedniego zbadania sprawy. Druga paląca kwestia dotyczyła opłaty ewidencyjnej wynoszącej 50 gr. Odezwał się do nas pan Tomasz Bodył, który nie uiścił tej opłaty i groziło mu do 30 tys. zł grzywny i do 2 lat zakazu prowadzenia pojazdów.
Reklama
Pan Tomasz jest dziennikarzem i opisał swoją sprawę na stronie internetowej www.tomekbodyl.pl, gdzie możecie przeczytać cały tekst oraz na łamach Gazety Wyborczej. My przytoczymy jego najciekawsze fragmenty, które opisują sedno sprawy.
"Najpierw policja prowadziła swoje postępowanie, następnie zostałam w trybie nakazowym skazany ma 6 miesięcy zakazu prowadzenia pojazdów i 1,5 tys. zł grzywny. Oczywiście od tego wyroku złożyłem sprzeciw i Sąd Rejonowy uniewinnił mnie od zarzutu jazdy bez uprawnień. Ale policja bawiła się nadal i odwołała się do Sądu Okręgowego. Ten podczas kilkunastominutowej rozprawy wyrzucił apeację policji do kosza i utrzymał wyrok uniewinniający w mocy, w całości podzielając uzasadnienie sądu pierwszej instancji. Zabawa wymiaru sprawiedliwości trwała kilka długich miesięcy, chociaż mi akurat nie było specjalnie do śmiechu. Oczywiście wszystko to na nasz koszt, podatników."
"Znacznie upraszczając i nie wdając się w zawiłości prawnicze sąd uznał, że jedynym aktem prawnym, który reguluje kwestie uprawnień kierowcy jest tu decyzja administracyjna starosty, w której dokładnie wyznaczony jest, co do dnia, okres zatrzymania prawa jazdy. Natomiast kwestia 50 gr. opłaty ewidencyjnej i adnotacji w ewidencji policji jest jedynie pewną techniczną formalnością: "starosta nie wydaje w tym przypadku żadnej decyzji, a dokonuje tylko czynności o charakterze technicznym (…) Służy to przede wszystkim odpowiednim służbom kontrolującym kierującego pojazdami w zakresie posiadania przez niego uprawnień. Innymi słowy, fizyczne zatrzymanie prawa jazdy ma zapobiegać sytuacjom, w którym kierowca nie posiadając uprawnień do kierowania, legitymuje się jednak odpowiednim dokumentem, co wprowadza służby w błąd. Fizyczne zatrzymanie prawa jazdy ma zatem funkcję porządkującą, formalną" - czytamy w uzasadnieniu wyroku."
Na swojej stronie przytacza również historię innego kierowcy - pana Marcina z miejscowości Trawniki w woj. lubelskim. Ten opisuje, że po zatrzymaniu prawa jazdy zadzwonił do wydziału komunikacji, gdzie powiedziano mu, że nie musi przywozić dokumentu fizycznie, ponieważ jest on zablokowany w systemie. Podczas rozmowy telefonicznej usłyszał, że w ogóle nie musi się stawiać w wydziale komunikacji, choć znał wzmiankę dotyczącą opłaty ewidencyjnej.
Ministerstwo Infrastruktury zapowiadało, że przepis zostanie zmieniony, ale nigdy do tego nie doszło. Kierowcom pozostaje więc odwołanie się do sądu, choć jak pisze pan Tomasz, do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka trafiają sprawy, gdzie sądy opowiedziały się po stronie policji i urzędników. Wskazuje również, że w Polsce jest niewielu adwokatów, którzy są skłonni przyjmować tego typu sprawy.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze