2000 zł mandat za pierwsze wykroczenie i 4000 zł za kolejne. Przyszłość, czy szaleństwo?
Mandaty w Polsce są za niskie. Tak twierdzi duża część społeczeństwa. Nie wszyscy poprzestają na stwierdzeniu tego faktu. Są tacy, którzy to zmieniają. A przynajmniej próbują zmienić.
Jaka powinna być kara za złamanie przepisów ruchu drogowego? Tutaj wkraczamy na tajemnicze, fascynujące pole psychologii. Kamerki samochodowe spopularyzowały w internecie niebezpieczne sytuacje na drodze lub nawet wypadki, w których giną ludzie. Zanim pojawiły się takie kanały, Stop Cham, śledzone przez setki tysięcy ludzi i codziennie notujące ogromne liczby odsłon na treściach, które - generalnie rzecz ujmując - "straszą" kierowców, niebezpieczeństwo na drodze było tylko statystyką. Czasem widziało się jakieś zdjęcie z wypadku. Czasem słyszało, że ktoś w wypadku ucierpiał, jednak pomimo fatalnych statystyk liczby ofiar na drodze, większość ludzi uważała jazdę, jako coś bezpiecznego. Głównym problemem były wtedy mandaty. Jeżeli już coś przykrego spotykało nas na drodze, był to zazwyczaj mandat. Mandat za prędkość, bo to było najłatwiejsze do stwierdzenia i najczęściej rejestrowane przez policję wykroczenie na drodze.
Wraz z rozwojem mediów, większą liczbą kanałów telewizyjnych, szybko zwietrzono doskonały biznes, polegający na straszeniu ludzi. W kanałach telewizyjnych dziennikarze zaczęli jeździć z kamerami w samochodach patrolowych policji i pokazywać stłuczki, wypadki lub po prostu wykroczenia kierowców. Trochę ze względów prawnych, a trochę by nadać audycji jeszcze więcej dramatyzmu, głosy przyłapanych kierowców były modulowane tak, że brzmieli oni albo jako globalni cyber terroryści, albo jak skruszeni mafiozi w procesach Cosa Nostry. Przekaz był jasny, na drodze jest niebezpiecznie, a przejeżdżający ciągła linię lub przekraczający prędkość kierowcy są wyłapywani przez wyspecjalizowane oddziały policji, a następnie przesłuchiwani w radiowozach, niczym włoscy informatorzy w podziemnych bunkrach policji. Potem telewizyjne programy o drogowych piratach ("Uwaga Pirat" - najlepszy i jednocześnie najgłupszy tytuł w historii programów telewizyjnych) zaczęły znikać z anteny, przegrywając rywalizację z domorosłymi strażnikami z Teksasu z chińskimi wideo rejestratorami przyczepionymi "na glonojada" do przedniej szyby. O ile ekipy telewizyjne miały ogromny problem, by pojawić się z kamerą we właściwym miejscu o właściwym czasie, o tyle globalna sieć wojowników bezpieczeństwa na drogach zaczęła nagrywać prawie wszystko. Dzięki temu nie trzeba było już zabiegów rodem z hollywoodzkich filmów sensacyjnych, aby nadać traktorzyście bez ważnych badań technicznych charakteru Don Corleone. Wystarczyło wrzucić obraz z kamerki do internetu, a nagrane na nim sceny same w sobie mroziły krew w żyłach.
Dzięki temu, pomimo ogromnej poprawy bezpieczeństwa na drogach, spadkowi liczby ofiar śmiertelnych i ogólnemu wzrostowi kultury jazdy, Polacy nabrali przekonania, że na drogach panuje "dziki zachód". Ok, kamerki samochodowe rzeczywiście utemperowały też krewkich miłośników samosądu, przez co liczba incydentów z przemocą drogową być może też trochę spadła - trudno to stwierdzić na pewno, bo wybuchy agresji zazwyczaj są związane z ogromnym wzburzeniem, a w takich sytuacjach mózg nie pracuje za dobrze i człowiek nie kalkuluje. Niemniej Polacy zrozumieli, że na drogach hula terror, śmierć i niebezpieczne sytuacje.
Jako receptę na ten stan rzeczy powszechnie uznano ... wyższe mandaty. Te wyższe mandaty mają płacić członkowie tajnej społeczności "piratów drogowych". Nie Ty, nie ja, nie nasi rodzice, nie nasze dzieci. Nie, to nie są piraci drogowi. Piraci to ci, pokazywani kiedyś w telewizji, a teraz królujący na milionach odsłon klipów z kanałów "Stop Cham", "Polske Drogi" itd... Chociaż dużo gada się o coraz to nowych metodach działania policji (nieoznakowane radiowozy, drony, odcinkowy pomiar prędkości, monitoring ulic), to liczba filmików z chamskimi zachowaniami i niebezpiecznymi sytuacjach na drodze nie maleje na YouTube. Wniosek? Karzemy za słabo.
Do sejmowej komisji wpłynęła petycja, w której znalazła się propozycja nowych stawek mandatów. Mandat za wykroczenie drogowe miałyby wynosić nawet 2000 zł, a jeżeli wykroczenie byłoby wielorotne, to proponowana stawka mandatu wynosiłaby 4000 zł. Autorem petycji jest osoba prywatna. Posłowie skierowali dokument do dalszych prac. Autor petycji wskazuje na fakt, że obecny taryfikator mandatów zaczął obowiązywać w roku 1997, a od tego czasu płace w Polsce wzrosły. Dlatego obecny mandat nie jest tak dotkliwy, jak jeszcze 20 lat temu. Zdaniem autora petycji kierowcy nie przejmują się mandatami, bo są one niskie. Dużo niższy niż u naszych sąsiadów na południu czy na wschodzie.
Czy uważacie, że kary dla kierowców w Polsce są za niskie i perspektywa zapłacenia 2000 zł lub 4000 zł znacząco wpłynie na zachowanie Polaków na drodze?
Komentarze 5
Pokaż wszystkie komentarzeA może by tak - zamiast podwyżek N-krotnych kwot mandatów (niektórych będzie stać, większości nie), wysokości kwot mandatów zależnych od dochodów (bo to wbrew kapitalizmowi) - wprowadzać krótkie ...
OdpowiedzDla jednych dużo dla innych zdecydowanie za mało. Powinno być jak w Norwegii. Mandat w zależności od dochodów.
OdpowiedzCzyli jak nie zarabiasz to nie ma mandatu. W uk nawet jak nie zarabuasz to minimalną dostaniesz. Bez sensu karanie ludzi za to ze zarabiaja, a ludzie ktorzy zarabiaja mniej i sa nieudacznikami sie ciesza i mysla ze to jest sprawiedliwosc
OdpowiedzZastanawia mnie tylko, dlaczego kogoś kto zarabia mniej niż jakiś krezus lub dziecko szczęścia, które dziedziczy po tatusiu, kóry sie ustawił za komuny nazywasz nieudacznikami. Wg. kazdy musi zostac milionerem, inaczej jest nieudzacznikiem tak? A kim qwa Ty jesteś?
OdpowiedzDla jednych dużo dla innych zdecydowanie za mało. Powinno być jak w Norwegii. Mandat w zależności od dochodów.
OdpowiedzOstatnio dostalem mandat za 96 km/hw terenie zabudowanym - zapłaciłem 500 zł, (to tyle co tygodniowe zakupy i w moim wypadku niecałe 10% wypłaty), powiedzmy sobie szczerze, NAWET NIE POCZUŁEM. ...
OdpowiedzZa granicą polscy kierowcy magicznie się uspokajają.
OdpowiedzNie wszyscy. Po prostu dzielą się na tych co juz zapłacili i tych, co dopiero zapłacą. Odrębną grupę stanowią własnie Ci, których nawet 200-500 € mandatu nie boli ale...Obecnie juz dwa razy zmieniły się przepisy w ciagu niespełna roku. Przy nastenym takim wyskoku zapłaca i odjadą lawetą a ich prawko nie bedzie przez najbliższy rok uznawane za wazne na terenie niemiec i zobaczymy :)
Odpowiedz