Ta witryna używa plików cookie. Więcej informacji o używanych przez nas plikach cookie, ich zastosowaniu
i sposobie modyfikacji akceptacji plików cookie, można znaleźć
tutaj
oraz w stopce na naszej stronie internetowej (Polityka plików cookie).
Nie pokazuj więcej tego komunikatu.
Masz absolutną rację. Dziś za trzecim podejściem mi się udało. Jeżdżę na co dzień hondą shadow, ale przed egzaminem zawsze minimum godzinę jeździłem gladiusem. No i na egzamin motocyklem nie pojechałem (tylko na teoretyczny:), by nie wytrącać się z czucia maszyny. Może i nie jestem miszczem kierownicy, ale nawet dwa gladiusy – ten egzaminacyjny i kursowy – moim zdaniem bardzo się różnią. Może to uczucie dziś konkretnie było spowodowane jeżdżeniem gladiusem egzaminacyjnym odebranym po szybkiej naprawie (był nieźle pokiereszowany po wywrotce na placu), ale w południe wszystko robiłem z zamkniętymi oczami, a kilka godzin później czułem jakbym dosiadał żółwia na haju – zapieprzał wszędzie, tylko nie tam gdzie chciałem, dodatkowo bardzo topornie. Pewnie w części przyczyną był stres, ale już wcześniej podjąłem decyzję, że następny egzamin zdaję na kursowym motocyklu. Doradzi Ci mogę dwie rzeczy: pierwsza, to pamiętaj, że każde zadanie możesz raz wykonać źle (co daje w slalomie szybkim de facto cztery podejścia, o ile nie potrącisz pachołka) Sam za pierwszym razem bylem przekonany, że mogę powtórzyć jedynie "ósemkę" (instruktor mi nie powiedział, a ja nie sprawdziłem). Druga: przystąp do egzaminu, jeżeli w godzinę jazdy na placu popełnisz maksymalnie kilka błędów. Lepiej zapłacić za trzy godziny jazdy niż za 5 minut egzaminu. Nie wiem, jak jest w twoim PORDzie czy WORDzie. W Gdańsku, w momencie nagrywania rozmowy zawsze pytałem się egzaminatora, czy mogę zaznajomić się z charakterystyką pracy maszyny i nigdy egzaminator mi nie odmówił. Ale co kraj, to obyczaj.